wyświetlenia :

piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 9.

Nerwowo wystukałam numer komórkowy mamy i niecierpliwie czekałam aż ktoś podniesie słuchawkę. Nie odzywałam się do nich od przyjazdu, więc domyślałam się, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Po 6 sygnale, gdy miałam nacisnąć czerwoną słuchawkę usłyszałam uradowany głos mojej rodzicielki.
- No w końcu! - krzyknęła po drugiej stronie telefonu. - Nawet nie wiesz jak się denerwowaliśmy, że coś ci się stało! No mów co u ciebie. - powiedziała o dziwo miłym, ciepłym głosem.
- Przepraszam, ale mam urwanie głowy. - wytłumaczyłam się od razu.
- Co masz na myśli? - spytała podejrzliwie.
- No...bo... - zawahałam się przez moment. - Będę śpiewała za kilka dni z One Direction na koncercie w Londynie. - rzekłam cicho.
- Coooooooo?! - wykrzyczała zdziwiona, po czym usłyszałam w tle jak woła ojca i brata, by oznajmić im radosną nowinę. - Wrabiasz mnie, prawda? - spytała.
- Nie, nie. Mówię całkiem serio. - powiedziałam przekonująco. - Jakoś tak wyszło. - odrzekłam objętnie.
- Jakoś tak wyszło?! Ty chyba sobie żartujesz. Nawet nie wiesz jak jesteśmy z ciebie dumni! - powiedziała uradowana mama.
- Też się cieszę, ale mam obawy. - westchnęłam cicho wstając z fotela.
- Kochanie, nie masz czego... Wiem doskonale, że sobie poradzisz, nie ma innej opcji. Jesteś w tym świetna, więc nie powinnaś wątpić w swój talent. - dodała mi otuchy mama.
- Masz rację. - zgodziłam się z nią. - Ale to jednak jest coś, wyobraź sobie - tłum ludzi, Arena O2, dziennikarze i w tym wszystkim ja. Jakoś sobie tego nie wyobrażam, że taka zwykła dziewczyna jak ja znajdzie się na scenie, gdzie występują światowe gwiazdy. - odrzekłam, krążąc po pokoju.
- Nawet taka zwykła dziewczyna, może okazać się z czasem niezwykła na swój własny sposób. - oznajmiła mi.
Nagle, podczas rozmowy, do pokoju wbiegł Niall, który poinformował mnie, że zbieramy się już do z powrotem do domu.
- Mamo, muszę kończyć. Obowiązki wzywają. Ucałuj ode mnie wszystkich. Odezwę się niedługo. Kocham was. - powiedziałam.
- Ja ciebie też i powodzenia skarbie. - pożegnała mnie.
Po krótkiej, ale szczerej rozmowie z mamą zebrałam swoje rzeczy i poleciałam do bus-a, który miał nas przetransportować z powrotem do domu. Podczas wejścia do pojazdu, oczy wszystkich były skupione na mnie, iż weszłam jak ostatnia do autokaru. Usiadłam tuż obok Harrego, który wyglądał na zmęczonego dzisiejszym przygotowaniem, lecz jego uśmiech, pomimo zmęczenia nie schodził z twarzy.
- I jak tam wrażenia po pierwszym dniu? - spytał się mnie radośnie.
- Ciężko, muszę przyznać. - odpowiedziałam równie szczęśliwie co mój rozmówca.
- Przed nami jeszcze kilka dni, więc szykuj się na większy wycisk. - puścił mi oko.
- Aż taka słaba nie jestem, dam sobie radę. - oznajmiłam mu.
Całą drogę przegadałam z Hazzą. Nawet się nie obejrzałam, a już byliśmy z powrotem w posiadłości chłopców. Ślamazarnym krokiem, wszyscy zmęczeni i padnięci weszliśmy do środka zostawiając torby tuż przy drzwiach i rozkładając się na kanapach w salonie. Niestety ta przyjemność nie trwała długo. Paul, od razu zwołał spotkanie, by jeszcze raz przegadać przebieg koncertu. W tej kwestii rzadko się odzywałam, ale iż miałam śpiewać z chłopcami kilka piosenek moim obowiązkiem było znać co i kiedy się zaczyna, a co kończy. Po skończonej rozmowie wszyscy udali się do swoich pokoi, by się trochę odświeżyć po treningu. Zimny prysznic dobrze mi zrobił. Od razu poczułam się jak nowo narodzona. Gdy wysuszyłam moje włosy, uporządkowałam je do ładu i delikatnie się umalowałam zajrzałam do salonu, w którym siedział cały zespół komentując jakiś teleturniej.
- Zaznacz A! - krzyczał zdenerwowany Zayn w stronę telewizora.
- Będzie C, ja wam to mówię. - skomentował to Niall.
- Nie, nie, nie. Zgadzam się z Zaynem, będzie A. Odpowiedzieć C jest na 100% błędna. - przybił piątkę z czarnowłosym, Harry.
- Wy to jednak jesteście głupi. Weźcie pomyślcie logicznie, chociaż raz. To oczywiste, że A i C są złe, B jest jedyną prawdziwą odpowiedzią. - skomentował to wszystko Liam.
- Zgadzam się z Liamem! - dodał Louis.
Gdy wszyscy czekali nerwowo na odpowiedź, po cichu weszłam do salonu, nie zwracając nikogo uwagi.
- Będzie D. - odrzekłam nagle.
I nagle wszyscy odwrócili się w moją stronę, spoglądając na mnie z pogardą, jednak gdy prezenterka zaczęła mówić "Prawidłowa odpowiedź to...", ich wzrok ponownie przeniósł się na telewizor.
"To odpowiedź D!" - poinformowała blondynka prowadząca program.
- Mówiłam. - zachichotałam cicho.
- Ale... ale... ale... to nie możliwe! - oburzył się Zayn.
- Skąd wiedziałaś?! - spytał zszokowany Niall.
- Po prostu jestem mądra. - odrzekłam dumnie.
- Przełączam to, nie będę oglądał tego zakłamanego programu. - wziął do ręki pilota, Zayn.
Resztę wieczoru spędziliśmy przed telewizorem, jednak wszystkich dopadło zmęczenie, więc w łóżkach znaleźliśmy się przed 1 w nocy, ponieważ jutro czekał nas kolejny trening.
  Każdy dzień wyglądał tak samo - pobudka, trening do wieczora, spanie. Z dnia na dzień wszystko wychodziło nam coraz lepiej. Niestety przez próby nie miałam szansy na rozmowę z Lou'im. Jedyne co sobie mówiliśmy to "Cześć", "Dobranoc", "Dzięki". Nasza rozmowa kończyła się zazwyczaj niezręczną ciszą. Obiecałam sobie, że gdy skończy się koncert i emocje opadną zbiorę w sobie siłę i porozmawiam z nim, jak to na dorosłych ludzi przystało.
  Dzisiejszego dnia próba trwa od samiutkiego rana do późnego wieczoru. Jutro po południu zaczną zbierać się tutaj fani oraz dziennikarze, już jutrzejszego dnia jest koncert, a na dzisiejszej próbie nogi odmawiają mi posłuszeństwa, a głos brzmi ochryple.
- Nie dam rady! - marudziłam choreografowi, siedząc na podłodze.
- Nie mów tak! Po prostu ze względu na zbliżający się koncert twoje ciało reaguje, odmawiając na wszystko, ale jutro gdy staniesz tutaj - na scenie, przed masą fanów, którzy będą krzyczeć, że chcą więcej, wszystko wróci do normy. Zaufaj mi. - uśmiechnął się do mnie, podając mi rękę.
- Ale posłuchaj jak ja dzisiaj brzmię! - mówiłam ze łzami w oczach.
- To może zrobimy przerwę? Bo śpiewasz bez przerwy od czterech godzin. - poklepał mnie po plecach.
Zarzuciłam na ramię ręcznik i pełna obaw wyszłam na zewnątrz. Potrzebowałam świeżego powietrza, a tego dnia pogoda była idealna. Słońce już powoli chowało się za chmurami, a niebo przybrało barwę ciepłej pomarańczy. Usiadłam na krawężniku, chowając głowę w kolana. Oddychała głośno i ciężko. Jedyna rzecz jakiej teraz potrzebowałam to spokój, cisza i odosobnienie. Ten cały stres związany z koncertem wjechał na moją psychikę. Największą obawą było odrzucenie ze strony fanów. Przyznaję się - bałam się, że zostanę wyśmiana. Godziny do rozpoczęcia koncertu się zbliżały, a ja miałam coraz więcej wątpliwości. Niestety nie było odwrotu. Nie chciałam zawieźć chłopców, którzy stali się moimi przyjaciółmi, więc musiałam poświęcić się dla ich dobra. Myśli głębiły mi się w głowie - te dobre, jak i te złe, aż w końcu nie wytrzymałam. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Zdecydowanie to nie jest na moje nerwy, ale kiedyś w końcu trzeba postawić czoło przeciwieństwom, które prędzej czy później każdego z nas spotkają, więc szybko otarłam mokre oczy. Wstałam i weszłam do środka. Jakby nigdy nic się nie stało. W korytarzu minęłam się z Harrym, który najwyraźniej też miał przerwę. Uśmiechnęłam się sztucznie idąc przed siebie, nie zatrzymując się. Jednak Hazza, złapał mnie za rękę, pytając czy wszystko gra.
- Płakałaś - widzę przecież. - odrzekł zaniepokojony.
- Nie, nie. - opuściłam wzrok w dół. - Coś mi wpadło do oka. No wiesz... jakiś paproch lub coś. - zaczęłam tłumaczyć się.
- Camille... proszę cię. - spojrzał na mnie, czekając na wyjaśnienia.
Jego ręka, cały czas trzymała moją. Nagle na korytarzu pojawił się Lou. Jego wzrok od razu utkwił na naszych splecionych rękach. Ze strachu od razu wypuściłam ją z uścisku Harrego, który wyglądał na rozczarowanego, a mój przyjaciel bez słowa odszedł.
- Muszę iść, pogadamy później. - uśmiechnęłam się. - Dzięki za troskę. - przytuliłam się do niego.
- Nie ma za co, zawsze do usług. - odwzajemnił uścisk.
Wróciłam na próbę. Pomimo mojego obecnego stanu, próbowałam dawać z siebie wszystko. Po kilkadziesiąt razy powtarzaliśmy ten sam utwór, do perfekcji. Próba generalna zakończyła się o drugiej w nocy. W busie wszyscy zasnęli, z wyczerpania. Po przekroczeniu progu drzwi każdy, bez słowa udał się do swoich sypialni, by wyspać się przed jutrzejszym dniem. Z rana miałam problemy ze wstaniem. Niestety musieliśmy trzymać się grafiku dnia, więc o dziesiątej zwlokłam się z łóżka. Jedyny co zrobiłam to założyłam dres. Nie musiałam dzisiaj nic robić z makijażem oraz włosami. Przed koncertem miałam zapewniony sztab profesjonalistów, którzy uczyni ze mnie piękność tego dnia. Z ciemnymi okularami na nosie weszłam do bus-a, w którym znajdował się Paul, zespół oraz inni pracownicy. Pod Areną byliśmy o 14, ale przed halą już znajdowały się zgorzałe fanki, które niecierpliwie wyczekiwały na koncert. Paul przed wyjściem z bus-a, pogroził w szczególności chłopakom, żeby nie robili żadnych głupich rzeczy, z których są znani, na co oni wybuchli śmiechem. Po wejściu do garderoby szczęka opadła mi do ziemi. W pokoju znajdował się cały stół profesjonalnych kosmetyków i przyrządów do stylizacji. Na wejściu od razu przywitała mnie Lou - stylistka chłopców.
- No dobra, bierzmy się od razu do pracy, bo czeka nas sporo roboty. - powiedziała radośnie.
Zasiadłam wygodnie w fotelu, przed lustrem, podczas gdy Lou ze swoimi asystentkami robiły mi makijaż, fryzurę, manicure i inne rzeczy, które miały sprawić, że będę dzisiaj błyszczeć. W ciągu trzech godzin zmieniłam się o sto osiemdziesiąt stopni. W lustrze nie widziałam szarej myszki, która mieszkała w Doncester, tylko pewną siebie, piękna kobietę.
- To jeszcze nie wszystko! - powiedziała podekscytowana Lou, machając mi przed oczami strojem na dzisiejszy wieczór. Gdy wyszłam z łazienki wszystkie asystentki oraz stylistka wytrzeszczyły oczy na mój widok.
- Wyglądasz nieziemsko! Lepiej niż nie jedna modelka! - powiedziała miła kobieta o blond włosach, która zajmowała się moim makijażem.
- Na prawdę, stoi przed nami prawdziwa gwiazda! - klasnęła w ręce, stylistka chłopców.
Nie pewnie podeszłam do lustra, przeglądając się w nim uważnie. Ekipa zrobiła kawał dobrej roboty.
- Dziękuje wam. - odwróciłam się nagle do nich wszystkich, uśmiechając się szczerze.
- Nie ma za co. - przytuliła się do mnie Lou. - Idź i podbij scenę! - uśmiechnęła się do mnie od ucha do ucha.
- Z minuty na minuty stresuję się coraz bardziej. - odrzekłam nerwowo, biorąc wdech.
Nagle do pokoju zapukał jeden z pracowników, ogłaszając, że zostało 15 minut do rozpoczęcia. Na ten dźwięk spanikowałam jeszcze bardziej.
- To my zostawimy cię samą. - mrugnęła do mnie jedna ze stylistek, wyprowadzając wszystkie pracownice.
Przez te kilka minut krążyłam po pokoju, zbierając siły. Ręce mi drżały, a nogi uginały się na myśl o tym, że mam wyjść na scenę, przed taką publiczność. Nie mogłam uwierzyć, że ten moment właśnie nastąpił. Usłyszałam nagle pukanie do drzwi, a po otworzeniu ich ujrzałam mojego Louis'a.
- Przepraszam, czy zastałem tutaj Cami....? - spojrzał niepewnie. - Camille?! - wytrzeszczył oczy.
- Tak, wiem - wyglądam inaczej. - podeszłam do mojego przyjaciela chichocząc nerwowo.
- Wy...wyglą... wyglądasz wspaniale. - przełknął głośno ślinę. - Na prawdę. - spojrzał na mnie od dołu do góry. - Ale przyszedłem tutaj w innej sprawie. Chciałem się spytać jak się czujesz przed koncertem. - uśmiechnął się do mnie troskliwie.
- Jestem zdenerwowana, zestresowana i panicznie się boję. - odrzekłam nerwowo.
- Będzie dobrze, masz mnie obok siebie, pamiętaj. - przyciągnął mnie do siebie, przytulając.
- Lou... - zaczęłam niepewnie.
- Ciiiii. - uciszył mnie. - Nic nie mów. To nie jest czas na poważną rozmowę, ale wiedź, że mi na Tobie zależy, bardzo. - powiedział cichym głosem.
- Mi na tobie też. - wtuliłam się jeszcze mocniej w niego. - I przepraszam za wszystko. - ledwo co powstrzymywałam łzy.
- Chodź. To jest twój czas. Daj z siebie wszystko, a fani cię pokochają. - wziął mnie za rękę, wyprowadzając z pokoju.
Gdy wszyscy dostaliśmy mikrofony, cała ekipa, choreografowie i inni pracownicy, którzy włączyli się w organizacje tego przedsięwzięcia ustawili się w duże, wspólne koło, po czym przemówił Paul.
- Nadszedł ten czas... Po sporym wysiłku, łzach oraz strachu, stoimy dzisiaj tutaj, wszyscy, gotowi by pokazać na co nas stać i udowodnić, że One Direction to zespół, który osiągnął szczyt swoich marzeń. Dziękuje wam wszystkim za ten czas. Każdy z was włożył w przygotowania sporo wysiłku, więc to nasze wspólne dzieło. Zwracam się teraz do was... i do ciebie Camille - zawładnijcie scenę i porwijcie tłum zabawą. Wiem, że jesteście w stanie to zrobić, więc pozostaje mi życzyć wam szczęścia! - powiedział Paul do wszystkich.
To już, nadszedł czas na najważniejszą chwilę w moim życiu... "To jest mój czas, pokaż na co się stać" - powtarzałam sobie, stojąc kilka minut przed rozpoczęciem koncertu...







wyszło jak wyszło, przepraszam. trochę mi się dłużyło to pisanie, ale w końcu coś wymyśliłam. efekty oceńcie sami - może teraz tak 40 komentarzy?
nie wiem kiedy następny, postaram się jak najszybciej.
jeśli są jakieś błędy - to przepraszam.
czekam na szczerze opinie :)
love you all, one thing.


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 8.

- Cam... Cam... Camille! - machał mi przed ręką Liam.
- Coś chyba z nią nie tak. - odrzekł Zayn, stojący nade mną.
- Chyba wzięła to za bardzo do siebie... - konwersowali między sobą zespół podczas gdy ja tkwiłam w bez ruchu, patrząc się na ścianę przede mną.
- Camille, słyszysz mnie? - spytał się mnie troskliwie Paul.
- Nie reaguje! - krzyknął  po paru minutach zaniepokojny Hazza.
- Słyszę was i wszystko rozumiem... - odrzekłam nagle nie przestając patrzeć się na ścianę przede mną.
- No w końcu! - krzyknął z drugiego końca pokoju Lou podbiegając do mnie. - Wszystko gra? - spytał z troską w głosie.
- Nie, oszalałeś Tomlinson. - odwróciłam nagle głowę w jego stroną zabijając go wzrokiem.
- No, ale Cam to świetny pomysł, chłopaki i Paul z chęcią cię posłuchają, no chociaż spróbuj, proszę cię! - prosił jak małe dziecko.
- No proszę was, ja - zamiast Adele? - zaśmiałam się. - Przecież to będzie jeszcze większa klapa niż sami mielibyście wystąpić! - rozejrzałam się dookoła.
- Wiem przecież jak śpiewasz i robisz to zawodowo... - odrzekł pewnie.
- Ale... - zaczęłam mówić.
- Żadne 'ale', zawsze znajdujesz coś przeciw! Co ci szkodzi? Spróbuj, może ci się spodoba, publiczność cię pokocha! Spełnij swoje marzenia skoro masz szansę! - mówił do mnie.
- Sama nie wiem... - wstałam nagle z fotela krążąc po salonie.
- Spróbuj! - podszedł mnie pchając mnie w stronę białego fortepiania, który stał tuż niedaleko mnie.
- Ale nie obiecuję, że na to się zgodzę! - popatrzyłam na wyraz twarzy każdej osoby, która znajdowała się w pokoju.
- Nie gadaj tylko śpiewaj! - zachęcił mnie Niall.
Niepewnie zasiadłam na stołu, zamykając oczy i rozluźniając palce. W głowie myślałam który z utworów zaśpiewać, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Gdy moje palcę miały już dotknąć klawiszy, otworzyłam oczy z przerażeniem...
- Nie potrafię! - rozejrzałam się po zespole, którzy otoczył fortepian dookoła. - Nie mogę... - opuściłam głowę w dół.
- Cam... - uklęknął na przeciwko mnie, podnosząc mój podbródek do góry. - Zamknij oczy i pomyśl, że znów jesteśmy na strychu... Ty i ja, tylko my. - wziął mnie za rękę mówiąc po cichu jakby dookoła nikogo nie było.
Te słowa dodały mi od razu otuchy. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam robić to co wychodzi mi najlepiej - śpiewanie.


- To było N I E S A M O W I T E. - odrzekł Zayn ze zdziwioną miną.
- I ty mówisz, że nie równasz się z Adele?! Jesteś od niej lepsza! - krzyknął Liam.
- Camille... - zaczął Paul niepewnie, aż zaczęłam się denerwować.  - Jesteś skarbem, który najwyraźniej nie wie jaki wspaniały i cudowny głos ma. - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Och, dziękuję wam. - powiedziałam wzruszona.
- Co ty na to by zaśpiewać z chłopakami podczas koncertu, który odbędzie się za tydzień? - zapytał się mnie Paul.
- No nie wiem... - westchnęłam głośno.
- Proszę! - krzyknął Liam, klękając na kolanach.
- Prosimy ładnie! - dołączył się do niego Niall oraz Hazza. 
- No właśnie, proszę, proszę! - zrobił ładne oczka Zayn.
- Tym oczom nie potrafię odmówić. - zaśmiałam się do nich. - Niech wam będzie, ale jak stanę się pośmiewiskiem to chyba wyprowadzę się z Anglii i ucieknę na Antarktydę. - pogroziłam im palcem uśmiechając się.
- Albo schowamy cię w piwnicy i będziesz naszą własnością. - zaproponował Niall dumnie.
- Wariaci. - wstałam uśmiechając się do nich. - A gdzie Lou? Bo go nie widzę. - spytałam się rozglądając się.
- O, nie zauważyłem nawet, że go nie ma. - zdziwił się Hazza. 
- Pójdę go poszukać. - zaoferowałam się zmierzając w stronę schodów.
Pierw zajrzałam do jego pokoju, lecz go tam nie znalazłam. Trop zaprowadził mnie na ogródek, w którym siedział na bujanej huśtawce, tuż przy niewielkim stawiku na środku ogródka.
- Tu się schowałeś. - rzekłam do niego łapiąc go za plecy.
Nic nie odpowiedział. Jedyne na co było go stać to delikatny uśmiech.
- Coś się stało? - spytałam, siadając obok niego.
- Martwi mnie jedna rzecz... - wziął do ręki mały kamyczek i rzucił do stawiku przed sobą.
- Jaka? - zapytałam.
- Nie chcę abyś przez nas miała jakieś problemy. - popatrzył się nagle na mnie.
- Nie będę miała, a jak już coś mi się przytrafi to już tylko z własnej głupoty. - zapewniłam go.
- Bo jak staniesz się sławna i popularna, a staniesz się na pewno to nie chce aby nasza przyjaźń znów się skończyła. - powiedział smutno.
- Tomlinson, same głupoty gadasz. - zaśmiałam się cicho.  - Żadna z tych rzeczy się nie przytrafi. - oparłam moją głowę na jego.
    Przez dłuższy czas posiedzieliśmy na zewnątrz. Nie mieliśmy ochoty wracać do środka. Przy Louim wiedziałam, że mogę być w stu procentach sobą, nie musiałam udawać. To dawało mi powód do radości. Przy sobie miałam osobę, na do której żywiłam sympatię oraz zaufanie. Z dnia na dzień przekonywałam się coraz bardziej, że mi go cholernie brakowało przez te lata. Mieliśmy oboje szczęście, że nasza przyjaźń odrodziła się na nowo. 
  Gdy zaczęło robić się ciemno zebraliśmy się do środka, gdzie chłopcy grali w gry wideo oraz 
popijali piwo. Od razu, bez namysłów dołączyliśmy do nich.
- No nie wierzę. - wybuchnął śmiechem Liam. - Dziewczyna cię ograła cię w fife, no nie wierzę. - zaczął nabijać się z Niall'a.
- Po prostu miała farta. - od razu zaczął się bronić.
- Po prostu to umiejętności. - powiedziałam dumnie.
Do późnej nocy na zmianę graliśmy w grę wideo, słuchając muzyki i popijając piwa, lecz, gdy wybiła godzina 3 zmierzyliśmy do swoich pokoi. Jutro czekała mnie pierwsza próba z chłopakami, więc każdy z nas musiał być wyspany i przygotowany na ciężki wysiłek. Mój przyjaciel odprowadził mnie pod same drzwi pokoju.
- Wyśpij się jutro. - stanął naprzeciwko mnie, wpatrując się we mnie. - Czeka cię męczący dzień. - popatrzył na mnie troskliwie.
- Dobrze tatusiu. - zaśmiałam się cichutko. - Dobranoc, miłych snów. - uśmiechnęłam się, otwierając drzwi i odwracają tyłem.
- Czekaj. - złapał mnie nerwowo za nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie.
W ułamku sekundy nasze usta styknęły się ze sobą. Nie protestowałam. Pocałunek był idealny, a zarazem delikatny i czuły. Jego usta były wilgotne, ale za to ciepłe. Nagle oderwaliśmy się od siebie i popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie wiedziałam co się dzieję, więc otworzyłam drzwi i bez słowa, trzasnęłam je Lousowi przed nosem. Zachowałam się jak idiotka, tylko to było pewne. Przebrałam się w piżamę i położyłam w łóżku. Tak jak myślałam - resztę nocy nie przespałam, wiercąc się w każdą możliwą stronę. Rozmyślałam o koncercie oraz o pocałunku z Louisem... Nie chciałam aby coś się w naszej przyjaźni zmieniało, ale od pewnego czasu na jego widok czułam motylki w brzuchu, a ten pocałunek potwierdził moje obawy - że coś zaczynam do niego czuć. Dopiero gdy zaczęło za oknem świtać moje powieki ze zmęczenia same się zamknęły. Pogrążyłam się w twardy i mocny sen, że aż z rana musiałam być budzona przez Harrego, który należał do największych śpiochów z całego zespoły.
- Camille, wstawaj! Bo musimy się zbierać na próbę. - ciągnął moją kołdrę, pomimo, że trzymałam ją jak najmocniej w rękach.
- Pięć minut. - mówiłam cicho.
- Żadne pięć minut, wstawać! - wyrwał kołdrę z mojego uścisku, aż znalazła się na jego rękach.
- No dobra, dobra. - wstałam, kierując się do toalety.
Wyszykowanie zajęło mi niecałe 20 minut. Nie miałam się gdzie stroić, to było tylko próba, więc związałam włosy w kucyka, delikatnie pomalowałam rzęsy i założyłam wygodne dresy i biały t-shirt. Przed wyjściem z pokoju wzięłam głęboki wdech, przed konfrontacją z Louim. Nie wiedziałam jak mam się zachowywać. Czy tak jakby nic się nie stało czy go unikać? Niepewnie weszłam do kuchni, widząc cały zespół przy stole.
- Vas happenin? - krzyknął Zayn.
- Widzę, że dobrze ci się spało dzisiaj. - odrzekł Liam, który jako jedyny jadł płatki widelcem.
- Eee, smacznego Liam. - popatrzyłam niepewnie na jego zawartość w reku.
- Długa historia. - zaśmiał się. - Ale tak w skrócie : boję się łyżek. - puścił mi oko.
- Każdy ma swoje fobie. - poklepałam go po ramieniu, kierując się w stronę lodówki.
Od pierwszego kroku, który postawiłam w tym pomieszczeniu czułam na sobie wzrok mojego 'przyjaciela'. Unikałam jego wzroku  i rozmów z nim. Nie wiedziałam co on czuję po wczorajszym, więc na razie postanowiłam się poruszać tego tematu. W biegu zjadłam jogurt i pobiegłam do bus-a, który zawiózł nas prosto na próbę do Areny O2 w Londynie. W wejściu przywitał nas Paul, który od razu rozkazał nam biec na kulisy. Tylko mnie przytrzymał dłużej, tłumacząc plan koncertu oraz co będę śpiewała. Do wykonania mam dwie piosenki z zespołem - "Torn", który wykonali w X-Factorze oraz "What Makes You Beautiful" na finał koncertu. Całe szczęście dwa utwory, które miałam śpiewać znałam całkiem dobrze. Gdy chłopcy stali już na scenie i ćwiczyli resztę piosenek, wręczono mi mikrofon i kazano wejść na scenę. Niepewnym krokiem pokonałam kilka schodków , kierując się w stronę zespołu, lecz w połowie drogi stanęłam jak wryta i odwróciłam się.
- Czekaj, czekaj, nie ma już odwrotu! - podbiegł do mnie Zayn i Niall, którzy ciągnęli mnie na siłę na środek sceny.
- Ale ja nie dam rady! - wyrywałam się z ich objęć.
- Uwierz w swoje umiejętności, a wszelkie obawy znikną, zaufaj mi. - powiedział mi Niall.
- Chociaż spróbuj - dla nas. - uśmiechnął się do mnie Harry.
- Niech wam będzie. - powiedziałam biorąc głęboki wdech.
Na scenie choreograf przedstawił nam swoją wizję podczas piosenki Torn. Pierwszą zwrotkę Liam z Harrym mieli zaśpiewać na zmianę, pierwszy refren cała piątka wspólnie, a na drugą zwrotkę miałam wejść je, a resztę na zmianę. Gdy wszystko ustaliliśmy zaczęliśmy próby. Kilkanaście razy zaczynaliśmy od początku, ze względu na Liam'a oraz Harrego, którzy ewidentnie się wygłupiali. Gdy Paul zauważył dekoncentrację wśród nich, ostrzegł ich, a wszelkie dowcipy ucichły.
- Lirry - mam was na oku! - pogroził im palcem Paul.
 Choreograf zadecydował, że podczas gdy ja zacznę drugą zwrotkę wyłonię się zza ściany, która podniesie się na środku sceny, do góry. Podczas, gdy samotnie stałam poza sceną przeczytałam sobie kilka razy teksty piosenek, podczas gdy czekałam na swoją kolej. W końcu jedna z pracownic, która stała obok mnie dała mi znać, że za 5 sekund zaczynam ja.
5...
4...
3...
2...
1...
0...
Ściana się podniosła, a ja zaczęłam śpiewać. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie tłum, który będzie tutaj za kilka dni, szał oraz krzyki. Zeszłam po schodach, które znajdowały się na scenie do chłopków. Stanęłam między Zayn'em, a Niall'em, którzy uśmiechali się, patrząc na mnie uważnie. Czułam się w swoim żywiole, więc wszystko szło łatwo, aż za łatwo... Gdy śpiewałam ostatnią linijkę drugiej zwrotki zauważyłam, że chłopcy podnoszą mikrofon szykując się na refren, który mieliśmy zaśpiewać w szóstkę. Pomimo, że była to próba wszystko wyszło perfekcyjnie. Aż sam Paul i reszta zespołu byli w szoku, że choreografia oraz utwór wyglądał i brzmiał świetnie. Przez kolejną godzinę, ćwiczyliśmy to samo. Aż w końcu przeszliśmy do "What Makes You Beautiful". Z tym również nie było problemu. Moje wejście miało nastąpić podczas refrenu. Choreograf na tą piosenkę wymyślił sobie, że podczas momentu (2:24 w teledysku ;)) z Harrym wykonamy go razem, stojąc na środku scenie, blisko siebie, patrząc w oczy i na dodatek podświetleni lampą, podczas gdy dookoła będzie ciemno. No cóż, nie mogłam się buntować, więc bez narzekań wykonałam to co miałam robić. Oczywiście, kilka razy musieliśmy zaczynać od początku, nie dochodząc nawet do refrenu, lecz gdy przyszedł już czas na moją kolej i Harrego, spojrzałam ukradkiem na Lou'iego, który nie pokazywał jakich kolwiek uczuć związanych z tym. Zero zazdrości ani złości, więc pomyślałam, że wczorajszy pocałunek nic dla niego nie znaczył. Fragment wykonany przez naszą dwójkę wyszedł swobodnie i bardzo realnie. Kilka razy powtarzaliśmy to samo w kółko, aż w końcu zarządzono przerwę. Pobiegłam na backstage, by się czegoś napić i odetchnąć. Niestety nie mogłam sobie pozwolić na długą przerwę, bo Lou - stylistka chłopców porwała mnie, aby dobrać mi strój, fryzurę oraz makijaż na koncert. Podczas gdy chłopcy wrócili do pracy i ćwiczyli resztę utworów, ja przymierzałam stertę modnych oraz kosztownych strojów. Po długich namysłach, we dwie zdecydowałyśmy się na modny zestaw. Co do makijażu postawiłyśmy na naturalność, a włosy zwiążemy w gładkiego kucyka. Po ciężkich godzinach usiadłam na fotelu, wyciągając telefon, na którym widniał napis "10 Połączeń Nieodebranych - Mama". Nie odzywałam się do nich od przyjazdu. Wiedziałam, że czekają mnie kłopoty...


strój Camille na koncert ;)




PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIE PISAŁAM, ALE JAK PISAŁAM PRZEZ TEN MIESIĄC MOIM ZMARTWIEŃ NAJWIĘKSZYM BYŁA SZKOŁA!
napisałam dłuższy, więc mam nadzieję, że się zrehabilitowałam!
usunęli mi Twittera, więc nie mogę wam powiadamiać na nim, tylko jak już to na gg - 40922686, albo po prostu spr na bieżąco.
mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo chooooooolernie się z nim męczyłam, przez długie nie pisanie.
DODAM KOLEJNY DOPIERO GDY BĘDZIE 35 KOMENTARZY! 
kolejny nie wiem kiedy, postaram się jak najszybciej.
love you all, one thing.
+ jeśli są błędy - to przepraszam. 

niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 7.

   Pierwszy dzień w nowym łóżku, w nowym domu, w nowym, całkiem odległym ode mnie mieście.
Jak się czułam? Wyśmienicie. Poprzedni wieczór, który spędziłam w towarzystwie zespołu dał mi pewność, że będę czuła się tutaj swobodnie. Każdy z członków One Direction był inny. Różnili się charakterem, wyglądałem, ale łączyła ich silna przyjaźń, co można było od razu zauważyć. Moje obawy, które prześladowały moje myśli, mówiąc, że nie dam rady tutaj żyć stały się całkiem odległe. W końcu, pewnym i jednoznacznym zdaniem mogłam powiedzieć, że jestem spełniona oraz szczęśliwa.
  Noc przebiegła spokojnie. Spałam jak kamień. Nawet najmniejsze hałasy nie były w stanie mnie zbudzić, przez co z rana obudziłam się jak nowo narodzona. W radosnym humorze zmierzyłam w stronę walizki, by wygrzebać z niej mój czerwony, jedwabny szlafrok. Po długich poszukiwaniach - zdobycz odnalazła się, więc bez jakiego kolwiek namysłu narzuciłam ją na siebie i zmierzyłam w stronę drzwi. Na dole panowała głucha cisza, więc po cichutki skradłam się do kuchni, która znajdowała się kilkanaście metrów od mojego aktualnego położenia.
  Ku mojemu zaskoczeniu w pomieszczeniu zastałam Harrego, który siłował się z przyrządem do robienia kawy.
- Może pomogę? - zaoferowałam się, stojąc w progu.
- O, Camille. - odskoczył aż z przerażenia na mój głos.
- Przestraszyłam cię? - zachichotałam cicho.
- Nie, ale z rana wszystkie hałasy działają na mnie pięć razy głośniej niż w rzeczywistości. - zaczął tłumaczyć się ledwo co słyszalnym głosem.
- Oh, przepraszam. - odrzekłam ze skruchą. - Może w zamian to ja jednak zrobię tą kawę? Bo widzę, że coś ci nie idzie to włączanie. - zaśmiałam się.
- Aż wstyd mi... Mieszkam tu już jakiś czas, a chyba jako jedyny nie umiem tego obsługiwać. - odrzekł, ustępując mi z miejsca, jednocześnie przeczesując swoje niesforne loki ręką.
- Oj tam. - machnęłam ręką, podchodząc do niego. - Nie wszyscy są stworzeni do takich rzeczy. - pocieszyłam go, próbując rozgryźć to szatańskie urządzenie.
Minęło kilka minut, póki połapałam się, że ekspres do kawy nie był podłączony do prądu, na co wraz z Harrym wybuchliśmy śmiechem z naszej inteligencji. Dopiero po godzinę wszyscy zaczęli schodzić się do kuchni, podczas gdy ja z Harrym urządziliśmy sobie miłą rozmowę, nie przestając śmiać się i żartować.
Nagle poczułam czyiś dotyk na plecach. Z przerażeniem w głosie podskoczyłam w miejscu odwracając się w tył. Za sobą ujrzałam rozbawionego Louisa.
- Tomlinson, zabiję cię, jeśli jeszcze raz to zrobisz. - pogroziłam mu palcem.
- O, widzę, że druga strona mojej słodziutkiej i kochanej Cam się obudziła. - zaśmiał się.
- Chyba dawno nie widziałeś mnie od tej drugiej strony. - puściłam oko.
- I nie chcę widzieć. - zaśmiał się.
Śniadanie spędziliśmy wszyscy przy jednym stole, rozmawiając. Jednak moja uwaga skupiła się na Niall'u, który co chwila latał do lodówki po coś do jedzenia. Na prawdę byłam w szoku, że tyle można zjeść. Z uwagą przyglądałam się każdemu ruchowi jaki wykonywał.
- Halo, halo, ziemia do Cam. - pomachał mi przed oczami Lou. - Widzę, że nasz blondasek cię zaciekawił. - zwrócił się do mnie.
- Patrzysz na niego jak na jakieś stworzenie z innej ziemi. - dodał Hazza, śmiejąc się.
- Wiadomo - jestem unikatowy. - odrzekł dumnie Niall, przeżuwając kanapkę.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że można tyle zjeść. - zaczęłam tłumaczyć się. - 8 kanapka... - dodałam z niedowierzaniem.
- To nic, nie widziałaś go w akcji, gdy jesteśmy na obiedzie w Nandos. - odrzekł Zayn, który pomimo, iż była wczesna godzina wyglądał idealnie.
- Oj, już przestańcie, bo się zawstydzę. - przerwał nam blondasek, masując się po brzuchu.
  Po śniadaniu wszyscy powędrowali do swoich pokoi, by wyszykować się na dzisiejszy dzień,
który mieliśmy spędzić na próbie dźwiękowej przed zbliżającym się koncertem. Nowa płyta chłopców wchodzi do sklepów za niecały tydzień, więc czeka ich teraz ciężka praca. Wygrzebałam z walizki czarne szorty, koszule w kratę i białe, krótkie conversy, związałam włosy w niesforny koczek - i tak oto byłam gotowa do wyjścia w niecałe 10 minut. Wchodząc do salonu zauważyłam, że wszyscy już zbierają się do wyjścia. Pośpiesznym krokiem wyszłam na podwórku, na którym stał ogromny bus, który miał przetransportować nas na hale, w której miała być próba.
  Gdy znaleźliśmy się na miejscu, na widok ogromnej areny doznałam szoku. To miejsce mieściło kilka tysięcy fanów, scena była ogromna, a oświetlenie i cały sprzęt było już zainstalowane. Chłopcy popędzili szybko do garderoby i po paru minutach już znaleźli się na scenie z mikrofonami. Wygodnie zasiadłam na krześle, które znajdowało się tuż przy scenie. Lou na mój widok pomachał radośnie, lecz szybko przybrał poważną minę i skupił się na swojej pracy. Zespół co chwila dyrygował choreograf, który pokazywał gdzie w danym momencie mają być. Bycie piosenkarzem to ciężka praca, ale jeśli robisz to co kochasz, nie ma to znaczenia, jesteś w swoim żywiole - nie przejmujesz się zmęczeniem i bezsilnością. Przez cały czas podziwiałam ich poczynania na scenie. Cieszyłam się, że Louisa spotkało takie szczęście, co nie zmieniało faktu, że mu zazdrościłam.
  Podczas przerwy, na scenie zauważyłam Paula, który tłumaczył coś chłopakom. Wyglądał na zdenerwowanego. Zaniepokoiło mnie to, bo rozmawiając z zespołem zauważyłam, że ich wyraz twarzy z przemęczenia przerodził się w strach. Kusiło mnie, żeby tam podpiec, lecz serce mówiło mi, żebym się nie wtrącała, więc przeczekałam to cierpliwie przez całą próbę.
 Po czterech godzinach próby, poszłam pod drzwi garderoby, by spytać się czy wszystko gra.
Niestety widząc ich wychodzących z pomieszczenie moje optymistyczne myśli prysły.
- Wszystko dobrze? - wzięłam za rękę Louisa, który wyszedł z garderoby.
- Nie. - odrzekł wzdychając głęboko.
- Co się stało? Powiedź mi. - powiedziałam do niego.
- Później. - uśmiechnął się na przymus. - Chodź, bus na nas czeka. - wziął mnie za rękę prowadząc.
To było frustrujące. Myśl, że coś się stało dobijała mnie od środka, lecz nie chciałam niczego wymuszać od mojego przyjaciela. Ufałam mu. Prędzej czy później wiedziałam, że mi powie. Wszystko sobie mówiliśmy, więc w milczeniu zmierzyliśmy w stronę wyjścia.
 W czasie drogi powrotnej do domu nikt się nie odzywał. Ta atmosfera panując w autokarze była masakryczna. Chciałam im pomóc, lecz byłam bezradna.
 Gdy dojechaliśmy do domu, Paul wraz z chłopcami udali się do ogrodu, by przegadać parę spraw. Zapewne dotyczących dzisiejszej sprawy. Usiadłam w salonie, włączając telewizję. Z tych nerwów nie zwróciłam uwagi nawet co leci aktualnie. Zastanawiałam się co mogło się dzisiaj przytrafić. Po godzinnej rozmowie wszyscy wrócili do domu, udając się do swoich pokoi. Lou usiadł obok mnie, opierając głowę o moje ramię.
- Dobrze, że jesteś. - odrzekł nagle.
- Też się cieszę, że jestem tutaj... z tobą. - uśmiechnęłam się do mojego przyjaciela.
- Wybacz, za dzisiejszy dzień. - powiedział opuszczając głowę w dół.
- Rozumiem, że nie możesz powiedzieć mi co się stało? - spytałam nagle z poważnym tonem w głosie.
- Mogę i chcę, uwierz. - dodał niepewnie.
- No to słucham cię. - powiedziałam wyłączając telewizor i wpatrując się w niego.
 Kilka minut potrwało, póki Lou zebrał się na siły i w końcu wydusił to w siebie.
- Koncert za tydzień miał być jednym z najważniejszych koncertów w naszym życiu. Jak widziałam zapewne Paul przekazał nam dzisiaj złą wiadomość na ten temat. - zakrył twarz w rękach.
- Jaką? - spytałam łapiąc go za rękę.
- Wszystkie bilety zostały wykupione, miała być masa fanów, gwiazd... W końcu to miał być koncert, na którym mieliśmy świętować trzy lata zespołu. No i piosenka, na którą czekali wszyscy - wykonana w duecie z Adele... - zatrzymał się w tym momencie rozglądając się nerwowo dookoła.
- Z Adele? - wytrzeszczyłam oczy.
- Ta, nic z tego. Okazało się, że poważnie zachorowała i nie może zaśpiewać. To miał być nasz przełom. Pierwszy poważny duet z taką gwiazdą przepadł... Paul powiedział nam, że zdzwonił po najróżniejszych gwiazdach -  Miley Cyrus, Demi Lovato, Leone Lewis, Cher Lyod, nawet Beyonce! Żadna nie może. Albo same mają koncerty, albo są w trasie... - mówił smutno.
- To przykre, ale nie martw się, nawet bez takiej gwiazdy jesteście wspaniali. - objęłam go ręką.
- To nie wszystko. - wstał nagle z miejsca krążąc po pokoju. - Fani są rozczarowani, czekali na to od długiego czasu. Podobno wypisują wszędzie 'Nie przyjdę na koncert!', 'Nie ma po co iść'. - zaczął parodiować. - Co jeśli okażę się, że na koncercie będą pustki? - spojrzał nagle na mnie.
- To nie możliwe. - powiedziałam przekonująco. - Wasi fani są najlepsi jakich można mieć, nie zawiodą was, zobaczysz.
- Wiem, że są wspaniali, ale przeraża mnie ta myśl, że po koncercie będą wypisywać, że są zawiedzeni, że nie lubią nas, że obiecaliśmy coś i nie dotrzymujemy tego. - usiadł ponownie obok mnie.
- Przecież macie jeszcze czas... Znajdziecie jakąś świetną i utalentowaną piosenkarkę na jej miejsce. - uśmiechnęłam się próbując go pocieszyć.
- Utalentowaną i świetną? - spytał się nagle, wstając z miejsca jakby dostał olśnienia.
- Co ci? - spytałam nagle.
- Mam świetny pomysł. - uśmiechnął się nagle do mnie szeroko.
- Tomlinson, co ci chodzi po głowie? - spytałam zaniepokojona.
- Cam, pamiętasz jak śpiewałaś mi na strychu? - podbiegł nagle do mnie, wypowiadając każde słowo z ekscytacją.
- Tak, owszem. - odrzekłem spoglądając na niego niepewnie. - Do czego zmierzasz? - zapytałam.
- Ty zaśpiewasz z nami na koncercie! - krzyknął nagle do mnie.
- Dobry żart. - walnęłam go w ramię. - Lubię twoje żarty. - zaśmiałam się nerwowo.
- Mówię serio. Camille - jesteś świetną piosenkarką. Musiałabyś tylko pokazać chłopakom i Paulowi na co się stać i gotowe. - złapał mnie za rękę mówiąc do mnie głośno. - Za tydzień staniesz z nami na scenie, mówię ci to. - wstał nagle biegnąc po schodach, prawdopodobnie oznajmić jego pomysł reszcie zespołowi.
Podczas, gdy Lou pobiegł szybko na górę, pełna obaw i zszokowana przez parę minut tkwiłam w bezruchu wpatrując się w ścianę na przeciwko. Nie docierało to do mnie. Pomysł Louisa wydawał mi się szalony i głupi. Ja zamiast światowej gwiazdy, którą była Adele? Przecież stałabym się pośmiewiskiem na całym świecie, a poza tym nie miałam odpowiedniego wokalu. Lou oszalał - to była jedyna rzecz jakiej byłam aktualnie pewna.


PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIE PISAŁAM, ALE JAK DOSKONALE WIECIE - SZKOŁA.
udało mi się ten rozdział napisać, ze względu, że był napisany wcześniej w połowie, kolejny nie wiem kiedy, więc nie pytajcie się mnie, przewiduję, że nie pojawi się szybko. to był wyjątek, że udało mi się ten napisać.
pomimo dziękuje wam za wszystko i w ogóle :)
jeśli pojawią się jakieś błędy lub coś podobnego to przepraszam, dawno nie pisałam, wyszłam z wprawy, ale same oceńcie czy wam się podoba. trochę krótki - ale zawsze coś.
40922686 - moje gadu jak by co.




niedziela, 13 maja 2012

i'm sorry.

Sporo osób pyta się mnie kiedy dodam nowy rozdział, o której pojawi się nowy itp, niestety nie umiem na te wszystkie pytania odpowiedzieć, przepraszam. Na prawdę nie wiem kiedy wezmę się za pisanie. Jak na razie brakuje mi czasu, nie mam weny, a poza tym myślałam, że po egzaminach będę miała luz, a tu niestety się zaskoczyłam, więc zawieszam bloga na czas nieokreślony. Masa sprawdzianów, kartkówek, pytań i prezentacji - a wszystko to by poprawić oceny jak na najlepsze. Więc mam nadzieję, że mnie rozumiecie... Jak na razie 7 rozdział mam napisany w 1/3, więc nie wiem kiedy go dokończę, spróbuję jak najszybciej. Na prawdę bardzo was przepraszam, nie wiedziałam, że tak wyjdzie :( Powiadomię o nowym chętne czytelniczki na gadu : 40922686, oraz twitter : oonething.

LOVE YOU ALL,
ONE THING.

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 6.

  To już dziś. Przetarłam oczy, rozciągnęłam się i spojrzałam na zegarek leżący na szafce obok. 4.30 - idealna pora na pobudkę, nie ma co. Ślamazarnym krokiem zmierzyłam do łazienki, by się przygotować. Co chwila ziewając, umalowałam się i uczesałam, po czym ubrałam się we wcześniej wybrane ubrania. Wychodząc z łazienki zauważyłam, że mama się obudziła. Tak jak myślałam - była w kuchni i przygotowywała mi śniadanie.
- Och mamo, nie musiałaś wstawać. - podeszłam do niej.
- Musisz coś zjeść, nie możesz wyjść z pustym brzuchem. - uśmiechnęła się do mnie podając mi talerz do ręki z dwoma kanapki.
- Dziękuję. - puściłam jej oko, siadając przy stole.
 Podczas posiłku wyliczałam jeszcze raz w myślach czy wszystko zabrałam, ale wszystko wychodziło na to, że  tak. Po zjedzeniu więc z pomocą mamy zapięłam walizkę, zbierając się już powoli do wyjścia. Nie mogłam jednak wyjechać beż pożegnania z resztą rodziny. Skradłam się więc po cichu do pokoju mojego brata, podchodząc do jego łóżko. Słodko spał, więc postanowiłam go nie budzić. Złożyłam jedynie delikatny pocałunek na jego czole. Odruchowo się poruszył, odwracając się na brzuch. Tata jednak nie spał. Uściskałam go i ucałowałam. Widziałam w jego oczach smutek, że jego córeczka wyjeżdża, ale to była moja szansa, więc chciałam ją wykorzystać. Gdy wyszłyśmy z mamą na werandę słońce już budziło się do życia, a niebo przybrało barwę pięknego odcienia niebieskiego.
- Pamiętaj tylko, że masz się odzywać i pilnować. - przypomniała mi mama, grożąc palcem.
- Oczywiście, oczywiście, pamiętam. - zachichotałam cicho tkwiąc w jej uścisku.
Długo żegnałam się z mamą. Liczne uściski, pocałunki sprawiły, że zaczęłam zastanawiać się czy dobrze jednak robię. Kochałam Doncester i moją rodzinę. Bałam się ich zostawić na pastwę losu, podczas gdy ja będę bawiła się w najlepsze w Londynie.
- Kocham cię. - krzyknęła moja mama z progu, podczas, gdy ja szłam do samochodu przy którym stał już Lou.
- Ja ciebie też. - odmachałam jej, podając walizkę mojemu przyjacielowi.
Pomimo, że była wczesna pora Lou wyglądał idealnie. Jego cera była gładka jak porcelana, świeża, promieniejąca, włosy idealnie ułożone, a ubiór jak zwykle stylowy. Przy nim czułam się jak szara myszka.
- Gotowa? - spytał się mnie radośnie.
- W stu procentach. - odpowiedziałam.
Mama do ruszenia samochodu przyglądała się każdym naszym ruchom. Gdy już zniknęliśmy w jej punktu widzenia uświadomiłam sobie, że wreszcie się usamodzielniłam, a to wszystko dzięki Lou'sowi.
   Droga minęła szybko, a to za sprawą małego ruchu na ulicach, więc na miejscu byliśmy w
niecałe dwadzieścia minut. Pożegnaliśmy się z Jay, która zawiozła nas na terminal odlotu i ruszyliśmy w stronę odprawy.
  Na miejscu czułam się jak przez każdego jestem obserwowana. Pomimo, że było to małe lotnisko Lou został rozpoznany przez sporą grupę fanów. Wszyscy na mój widok szeptali i plotkowali. Dopiero gdy znaleźliśmy się w samolocie poczułam się komfortowo.
- Wybacz za to na lotnisku. Ciężko jest być nierozpoznanym w swoim miejscu urodzenia. - zachichotał do mnie.
- Nie musisz przepraszać, doskonale to rozumiem. - uśmiechnęłam się do niego zapinając pasy.
Pierwszy raz w życiu miałam lecieć samolotem. Podczas czekania na start Lou sprawił, że jeszcze bardziej zaczęłam się bać. Opowiadał liczne przygody zespołu, gdy samolot miał turbulencje, gdy lecieli podczas burzy, gdy płynęli nad oceanem. Z oczami pełnym obaw wpatrywałam się w niego.
- Ups, chyba nie potrzebnie ci to opowiadałem. - odrzekł widząc moje przerażenie, które rysowało mi się na twarzy.
- Nie, nie, opowiadaj dalej, przecież to takie ciekawe historie, wcale się nie boję, w ogóle. - odrzekłam z sarkazmem.
- No to chyba nie opowiadałem ci jeszcze historii... - zaczął śmiać się, gdy uciszyłam go waląc go z brzuch.
  Tak jak myślałam. Podczas startu siedziałam nie ruchomo, ściskając z całej siły rękę Lou'iego. Dopiero
gdy samolot przyjął pozycję poziomom rozluźniłam się.
- I co nie było tak źle? - puścił mi oko.
- Nie. - odrzekłam dumnie.
 Przez całą drogę, która Lou opowiadał mi o zespole. Wkrótce miałam ich poznać, więc postanowiłam, że
warto będzie go pytać o jakieś szczegóły. Wywnioskowałam, że każdy z nich jest szalony tak jak Lou, co mnie niezmiernie ucieszyło. Przy takich ludziach czułam się swobodnie, więc nie było obaw, że atmosfera między nami będzie napięta. Louis opowiedział mi również najzabawniejsze przygody z ich udziałem. Podczas lotu śmiałam się jak szalona, przez co cała uwaga pasażerów była zwrócona na mnie, ale nie obchodziło mnie to. Wiedziałam jedno - jeśli każdy członek One Direction będzie tak jak Lou, to czekają mnie wspaniałe przeżycia.
  Nie obejrzałam się, a podróż już dobiegała końca. Stewardesy przeszły pokład, by upewnić się czy
każdy z pasażerów ma zapięte pasy, po czym pilot schodził do lądowania. Zdecydowanie lepiej to przeżyłam niż start. Bacznie obserwowałam widok zza okna. Już na pierwszy rzut oka było widać, że to miasto tętni życiem przez cały rok, na okrągło. Sama wielkość lotnika mnie zszokowała. Zupełnie odległa kraina, niż Donny. Póki wysiedliśmy z samolotu i przeszliśmy całe lotnisko minęło sporo czasu. Podczas czekania na bagaże, stanęliśmy z boku. Nagle telefon mojego przyjaciela rozdzwonił się. Okazało się, że na wieść o tym, że Lou wraca do Londynu fanki obstawiły całą hale przylotów. Wszystko zależało od nas czy chcemy witać się z fanami, czy wolimy ulotnić się tylnim wyjściem. Na tą wieść otworzyłam szeroko oczy. Wiedziałam, że One Direction jest popularne i lubiane, ale nie aż tak aby obstawiać całe lotnisko przez szalone nastolatki.
- Chyba nie masz nic przeciwko abyśmy wyszli jednak tylnim wyjściem? - spytał się mnie Lou z uśmiechem.
- Skądże. - odrzekłam.
- Kocham swoich fanów, ale czasami to jest męczące, że nawet do domu nie dadzą nam normalnie wrócić. - westchnął głęboko.
- Niestety nie wiem jak to jest, ale to musi być trochę męczące. - oparłam moją głowę na jego ramieniu.
- Sława wymaga poświęceń. - uśmiechnął się wymuszonym uśmiechem.
Po odebraniu walizek czekaliśmy na ochroniarza, który miał nas zaprowadzić tylnim wyjściem, pod którym stać miał samochód. Droga dłużyła się jeszcze bardziej niż ta z samolotu. Weszliśmy nagle do długiego korytarza, który ciągnął się w nieskończoność. Nagle drzwi się otworzyły, a ku moim oczom stał wysoki, mężczyzna, o potężnej sylwetce. Lou na widok mężczyzny rzucił mu się w ramiona, niczym jak ojcu.
- A to to młoda panienka, o której mi mówiłeś? - zwrócił się do mojego przyjaciela, który uśmiechał się dumnie.
- Owszem. Paul - poznaj Camille, Camille - poznaj Paula - najlepszego człowieka na świecie, a jednocześnie członka naszej rodziny One Direction. - oznajmił.
- Miło mi. - wystawiłam rękę na przywitanie, lecz mężczyzna zamiast odwzajemnić, wyściskał mnie.
- Miło cię w końcu poznać. Sporo o tobie słyszałem. - przytulał mnie. - No i jesteś jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach. - odrzekł radośnie do mnie.
- No proszę, proszę Lou, czego ja się tutaj dowiaduję. - zaśmiałam się do mojego przyjaciela.
- Wybacz, wszyscy byli ciekawi kogo ze sobą przywiozę. - puścił mi oko.
Po zapakowaniu walizek do bagażnika, wraz z Lou wygodnie rozsiedliśmy się na tylnich siedzeniach wysłuchując do Paul ma nam do powiedzenia.
- Wszyscy już są, Harry przyjechał wczoraj w nocy i każdy oczekuje niecierpliwie na wasz przyjazd. Jesteście jedynym tematem w domu. - śmiał się. - No i za kilka dni zabieramy się do pracy moi drodzy. Mieliście odpoczynek, a teraz czeka was sporo wysiłku. - oznajmił nagle poważnym tonem.
- Jak ja za tym tęskniłem. - powiedział bez entuzjazmu.
- Ee, nie masz o co się martwić, pierwsze dni to będą wywiady, sesje, pod koniec koncerty. - mówił, kręcąc kierownicą. - A tak wogóle Camille, słyszałem o twoim talencie. - zwrócił się do mnie.
- Chyba już wszystko o mnie wiecie. - zachichotałam. - Coś tam podśpiewuję, ale... . - odrzekłam, nie kończąc zdania z powodu zasłoniętych przez rękę Louisa ust.
- Nie słuchaj jej, należy do skromnych osób, nie lubi szczycić się tym, że śpiewa lepiej niż nie jedna piosenkarka. - mówił trzymając nadal rękę na moich ustach.
Gdy już zdjął popatrzyłam na niego spode łba, lecz nic nie odpowiedziałam.
  Podczas drogi widoki zapierały mi dech w piersiach. Ogromne, nowoczesne budynki, masa ludzi, przepych, zabytki sprawiały, że to miasto było wyjątkowe. Nie mogłam się już doczekać gdy zacznę je zwiedzać. Nagle znaleźliśmy się na przedmieściach Londynu, w dzielnicy z luksusowymi rezydencjami. Zapewne to tutaj mieszkają chłopcy. No i zgadłam. Nowoczesna, ale jednocześnie przytulna i niewielka rezydencja znajdowała się tuż przy parku. Duże okna, piękny ogród oraz ogromny podjazd zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Całe swoje życie spędziłam w niewielkiej chatce z zaledwie kilkoma pokojami, a teraz miałam mieszkać tutaj. Wiedziałam, że ciężko będzie mi się przyzwyczaić, ale musiałam dać radę.
  Serce zaczęło mi bić szybciej. Już za kilka minut miałam poznać cały zespół. Każdy z ich członków
był marzeniem nie jednej dziewczyny na świecie, a ja teraz będę mieszkała z nimi pod jednym dachem. Lou wziął ode mnie walizkę i wspólnie zmierzyliśmy w stronę drzwi. Po przekroczeniu progu ujrzałam nowoczesny wystrój, z samym najdroższym wyposażeniem. Jednak coś odwróciło moją uwagę, a dokładnie zapach jaki panował w środku. Spalenizna unosiła się w powietrzu, co sprawiało, że odruchowo zatkałam sobie nos.
- Oho, chyba chłopcy chcieli popisać się przed tobą kulinarnymi popisami. - odrzekł rozbawiony Lou.
Podczas gdy zdjęłam z siebie nową zakupioną ramoneskę zauważyłam, że zza drzwi jednego z pokoi wyłonił się chłopak o wyjątkowo oryginalnej urodzie. Od razu do nas podbiegł przytulając Louisa i krzycząc coś do siebie.
- Ty musisz być ta sławna Camille? - popatrzył na mnie swoimi hipnotyzującymi oczami.
- Owszem. - uśmiechnęłam się. - A ty musisz być Zayn, ten niebezpieczny i tajemniczy? - zachichotałam.
- We własnej osobie. - ukłonił się, całując moją rękę.
Podczas, gdy ja z Louisem wygodnie zasiedliśmy na skórzanych kanapach znajdujących się w salonie Zayn poleciał po resztę przyjaciół. W zaledwie przeciągu kilka minut pojawił się z pozostałą dwójką. Blondyn, o charakterystycznym akcencie przywitał się pierw z Lousiem, po czym przedstawił się mi, uprzejmie wypytując się mnie o podróż. Niall zrobił na mnie na prawdę niesamowite wrażenie. Jako trzeciego zaś poznałam Liam'a, który zauroczył mnie swoją inteligencją i poczuciem humoru.
- Hm, brakuje mi Harrego. - odrzekł nagle Lou, rozglądając się po pokoju, na co cała banda wybuchła śmiechem.
- Biedaczek siłuję się z gotowaniem. - odrzekł rozbawiony Liam.
- Zaraz go zawołam. - wstał z miejsca Zayn i poleciał do pomieszczenia w którym znajdował się nie jaki Harry.
Nagle rozmowy ucichły, gdy z pomieszczenia znajdującego się kilkanaście metrów od nas usłyszeliśmy jęki, z których rozumiałam "Nie chcę, popatrz jak ja wyglądam", "Nie wyjdę stąd!". Jednak czarnowłosy dumnie wyszedł z pokoju, a za nim Harry z opuszczoną głową oraz...  twarzą, rękoma oraz ubraniami brudnymi od mąki lub bóg wie czego.
- I oto mamy naszego kucharza. - pokazał Zayn na Harrego rękoma.
Skruszony chłopak, niepewnie zmierzył w naszą stronę. Zawstydzony pierw przywitał się z Louim, po czym przedstawił się.
- No to jak już zapewne słyszałaś jestem Harry, Hazza, Hazz lub jak to woli. - uśmiechnął się do mnie słodko, choć niepewnie.
- Camille. - odrzekłam, powstrzymując wybuch śmiechu. - Może w czymś pomóc? Nie najgorszej sobie radzę w kuchni. - zaproponowałam strudzonemu Harremu.
- Och, dzięki, ale tak właściwie... - zakłopotany rozejrzał się dookoła. - ... to z naszej kolacji został czarny kamień. - oznajmił wszystkim dookoła, na co wszyscy się zaśmieli.
- Nie martw się, zamówimy pizze. - poklepał go po ramieniu Lou.
Muszę przyznać, że chłopcy okazali się być niezmiernie mili i przezabawni. Wspólny wieczór spędziliśmy na lepszym poznaniu się, co sprawiło, że z minuty na minutę lubiłam ich coraz bardziej...


podoba mi się muszę przyznać, wyszło całkiem fajnie :) a wy jak sądzicie? i tak w ogóle muszę wam się czymś pochwalić... MAM TYLE NOWYCH POMYSŁÓW, KTÓRYMI SIĘ JARAM, ŻE CHYBA ZWARIUJĘ!
jak zawsze dziękuję za komentarze i opinie, jesteście najlepsze, kochane i wgl zajebiste.
kolejny nie wiem kiedy, ale postaram się jak najszybciej, żeby wykorzystać te pomysły :D
co powiecie tym razem na 40 komentarzy do rozdziału? chyba nie będzie to takie trudne, dacie radę, wierzę was :)



piątek, 27 kwietnia 2012

Rozdział 5.

      Z rana obudziłam się wyjątkowo w dobrym humorze. Jestem pewna, że to za sprawką jutrzejszego wyjazdu, który zbliżał się wielkimi krokami. Bez jakiego kolwiek obijana się, żwawym krokiem zmierzyłam prosto do łazienki, by wziąć poranny prysznic. Odkręciłam strumień, z którego poleciała letnia woda. Po umyciu moich niesfornych loków, sięgnęłam po miękki ręcznik, który wisiał tuż przy prysznicu. Delikatnie wytarłam każdą część swojego ciała, po czym wzięłam się za rozczesywanie czupryny. Byłam gotowa w niecałe 20 minut. Nie potrzebowałam wiele czasu. Włosy zostawiłam mokre, by naturalnie wyschły i ułożył się w delikatnie loczki, jedyne co zrobiłam to pomalowałam rzęsy oraz przypudrowałam nosek.
  W progu łazienki minęłam się z moim bratem.
- Dzień dobry. - powiedziałam radośnie do mojego braciszka.
- Dla kogo dobry, ten dobry. - odrzekł smutnie ze spuszczoną głową.
- Wszystko... - nie zdążyłam dokończyć słowa, gdy drzwi od łazienki zostały zatrzaśnięte. - ... dobrze? - odrzekłam ze zdziwieniem.
   Dziwiło mnie to. Nigdy tak się nie zachowywał. Zignorował to jednak. Nikt, ani nic nie mogło popsuć mi
humoru. Zawitałam więc do kuchni, w której znalazłam krzątającą się mamę.
- O, już wstałaś? - spytała gotując coś.
- Mam sporo spraw do załatwienia. - odrzekłam podchodząc do lodówki i wyciągając coś do przegryzienia.
- Jeśli o tym mowa, to coś dla ciebie mamy z tatą... - wytarła brudne ręce w fartuch, podchodząc do szuflady.
Nagle podeszła do mnie z kopertą w ręce.
- To dla ciebie. - powiedziała wyciągając przede mnie białą kopertę.
- Mamo... - westchnęłam.
- Nie gadaj, tylko bierz. - powiedziała, wpychając mi niemalże podarunek. - Idź, kup sobie coś ładnego. - puściła mi oko.
- Dziękuje Ci. - uściskałam ją w podzięce.
Gdy weszłam do pokoju, wzięłam po drodze torbę, komórkę oraz portfel i poleciałam na miasto. Przed wyjazdem musiałam parę spraw. Pogoda była wyjątkowo ładna. Słońce grzało już od samego rana, a miasto pomimo wczesnej godziny tętniło życiem.  Moim pierwszym kierunkiem było centrum handlowe. Weszłam do jednego z moich ulubionych sklepów, zgarniając po kolei rzeczy, które mi się podobały. Po długim przymierzaniu i namyślaniu zdecydowałam się na kupno wielu modnych rzeczy. Szczęśliwa z zakupów, zmierzyłam do sklepu z kosmetykami. Miałam braki, więc kupiłam najważniejsze rzeczy. Podczas spacerowania na rynku przypomniałam sobie o Vanessie, która od długiego czasu nie odzywała się do mnie słowem. Pomimo tego, postanowiłam zawitać do niej i powiedzieć jej o moim wyjeździe. Z pewnością nie będzie zadowolona z tej wiadomości, ale klamka zapadła, nie ma odwrotu, wyjeżdżam. Podczas drogi układałam w głowie to co mam jej powiedzieć, ale zdania nie składały mi się w spójną całość, więc postanowiłam iść na żywioł i powiedzieć to co mi mówi serce. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam dzwonek. Poczekałam krótką chwilę, a w drzwiach ujrzałam mamę Vanessy - niską, grubszą brunetkę o sympatycznej buzi, która wręcz za mną przepadła.
- Och, Camille. - odrzekła zaskoczona moją wizytą. - Dawno cię nie widziałam. Co cię do nas sprowadza? - zapytała uprzejmie.
- Dzień dobry. Ja do Vanessy. - powiedziałam z lekkim pół uśmiechem.
- Niestety jej nie ma. - oznajmiła. - Nie wiem kiedy wróci, ale jak chcesz możesz zostawić jej liścik albo poczekać. - odrzekła zapraszając mnie do środka.
- To szkoda. - westchnęłam cicho. - Nie mam za bardzo czasu, więc zostawię jej wiadomość. - weszłam do środka tuż za mamą Vanessy.
    Kobieta powiedziała mi, żebym poszła do pokoju mojej przyjaciółki. Od razu weszłam po schodach, zmierzając prosto do pomieszczenia na końcu długiego korytarza. Pokój był wyjątkowo oryginalny. Ściany pełne zdjęć, napisów, plakatów zapierał dech w piersi. Światełka migoczące nad łóżkiem oraz różnokolorowe ściany sprawiała, że całość idealnie ze sobą komponowała.
  Podeszłam do biurka, które znajdowało się kilka metrów od drzwi. Sięgnęłam po kartkę i długopis,
po czym zaczęłam się rozpisywać. Podczas, gdy kończyłam już swój monolog, usłyszałam za sobą czyiś głos. Głos, który idealnie znałam.
- Co ty tu robisz? - spytała nagle moja przyjaciółka stojąc drzwiach.
- Chciałam z tobą porozmawiać, ale nie było cię.. - odrzekłam spoglądając na nią.
 Przez te tygodnie nic się nie zmieniła. Jej długie rude włosy oraz blada jak ściana twarz nic się nie
zmieniły. Nadal zaskakiwała nieziemską urodą.
- Ale już jestem. - burknęła. - A więc słucham cię. - odrzekła rzucając torbę na łóżko, podchodząc do mnie.
- Wyjeżdżam jutro. - oznajmiłam ze spuszczoną głowę. - Do Londynu, nie wiem na ile.. - dodałam.
- Hm, niech zgadnę. - zaśmiała się cicho. - Z twoim Louisem? - zapytała patrząc na mnie jak się rumienię.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie, nie mówiąc ani słowa.
- No tak, a z kim innym. Chyba już o mnie całkowicie zapomniałaś. Myślałam, że przez te tygodnie odezwiesz się do mnie, ale nie usłyszałam ani słowa. A dlaczego? Bo byłaś zajęta Louisem, który z czasem znów potraktuję cię jak śmiecia. Tylko wtedy nie leć do mnie z płaczem. Ostrzegam cię. - odrzekła do mnie nie mile.
- Nie mów tak. - warknęłam. - Nie znasz go, nie wiesz jaki jest na prawdę. - krzyknęłam niemalże na nią.
- Zobaczysz, moje słowa się potwierdzą. Miłego wyjazdu. - odrzekła odwracając się do mnie tyłem.
- I tyle? Nic więcej nie masz do powiedzenia? - zapytała jej.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi, wiec zrezygnowana zmierzyłam do drzwi.
- Na razie. - oznajmiłam obojętnie trzaskając za sobą drzwiami.
Czym prędzej zbiegłam po schodach, żegnając się przy okazji z mamą Vanessy. Gdy jednak wyszłam już na zewnątrz nie potrafiłam opanować emocji, które zbierały się we mnie od początku konwersacji z Van. Rozpłakałam się jak dziecko. Ukrywałam łzy pod ciemnymi okularami, choć podczas drogi łzy leciały mi nieustannie po policzkach. Dopiero gdy znalazłam się pod domem wytarłam całe mokre oczy w rękach bluzy i ze sztucznym uśmiechem przekroczyłam próg.
- Jak tam zakupy? - zapytała mnie już na wejściu mama.
- Świetnie. - odrzekłam udając szczęśliwą. - Wybacz, pójdę do siebie, jestem zmęczona. - odrzekłam.
- Och, no dobrze. - powiedziała podejrzliwie.
Bez względu na wszystko rzuciłam torby na podłogę i rzuciłam się prosto na łóżko, wtulając się w miśka, który towarzyszył mi od samego dzieciństwa. To on zawsze wsłuchiwał się w mój szloch. I tak było tym razem. Nie zwróciłam uwagi nawet na dzwoniący telefon, który próbował dobić się do mnie na każdy możliwy sposób. Bolało mnie to, że straciłam przyjaciółkę i nie miałam zamiaru ukrywać rozpaczy jaka rozrywała moje serce na pół.
  Nagle po godzinie samotności usłyszałam pukanie do drzwi, a zza drzwi wyłonił się Lou.
- Camille.. - podszedł od razu do mnie, kładąc się obok mnie i tuląc.
- Lou. - położyłam na jego torsie głowę, ciągle szlochając. - Vanessa mnie nienawidzi.. - szepnęłam cicho.
- Na pewno nie. - głaskał mnie po głowie. - Musicie najwyraźniej od siebie odpocząć, wyjazd zrobi dobrze waszej przyjaźni. - pocieszał mnie.
- A co jeśli będzie jeszcze gorzej? - zapytałam go.
- Nie wydaję mi się. Skoro uważa cię za prawdziwą przyjaciółkę, to nadal będzie cię za nią uważała. Prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy. - zaśmiał się. - My coś o tym wiemy. - pocieszył mnie.
- Też racja. - westchnęłam wycierając łzy ręką. - Wybacz, że się tak rozkleiłam. - powiedziałam do niego.
- Nie przepraszaj. Każdy ma czasami moment załamki. - wytarł mi łzę z policzka, która leciała mi po policzku. - Nie martw się już tym. Masz teraz na głowię inne sprawy, takie na przykład jak spakowanie się. - zasugerował mi.
- Kompletnie zapomniałam. - zerwałam się nagle z łóżka jak szalona. - Kiedy wylatujemy? - spytałam nerwowo.
- Z samego rana o szóstej rano. - westchnął. - Tak, wiem.. Ta godzina też mnie zniechęca. - oznajmił.
- Wcześnie strasznie. - skrzywiłam się na samą myśl o wcześniej pobudce. - Rozumiem, że ty już gotowy, spakowany. - popatrzyłam w jego stronę.
- Ależ oczywiście. - odrzekł dumnie. - Z pomocą mamy jakoś się uwinąłem. - dodał.
- Chyba chciałeś powiedzieć, że ty leżałeś, a Jay cię pakowała. - zaśmiałam się.
- Ej, wcale nie. - oburzył się niczym jak małe dziecko.
   Pomimo wydarzeń z dzisiejszego dnia Lou potrafił rozśmieszyć mnie jak nikt inny. Trzeba przyznać, że
miał ten dar do pocieszania. Wprawdzie pakowanie z nim zajęło mi dwa razy dłużej, niż gdybym pakowała się w samotności, ale potrzebowałam jego obecności. Obszerna, czarna walizka pomieściła wszystkie moje nowo zakupione ciuchy, kosmetyki, obuwie i inne drobiazgi, które mogą mi się przydać. Kilka razy upewniałam się czy zabrałam wszystko wyliczając dokładnie każdą rzecz na palcach. Gdy byłam już w pełni gotowa, zmęczona pakowaniem walnęłam się tuż obok Lou'iego.
- Jak jest w Londynie? - spytałam rozmarzona mojego przyjaciela.
- Nie ma słów na opisanie tego miejsca. Zupełnie odległe miejsce niż Doncester, które żyje każdą minutą, sekundą. Pełne inspiracji, niesamowitych budowli, ludzi sprawia, że zakochujesz się tym mieście od razu. Zobaczysz, jeszcze nie będziesz chciała go opuścić. - zaśmiał się do mnie.
- Brzmi wspaniale. Mam nadzieję, że tak jest na prawdę. - powiedziałam.
- Mi nie wierzysz? - walnął mnie w ramię.
- Tomlinson, nie pozwalaj sobie. - oddałam mu waląc go w brzuch.
- Cam, wiesz, że ze mną nie wygrasz. - zaczął się siłować ze mną, gdy w końcu znaleźliśmy się w dość niekomfortowej sytuacji, gdy Lou leżał nade mną, trzymając moje ręce.
- Nie mogę doczekać się jutra. - powiedziałam szybko.
- Ja również, a jeszcze bardziej nie mogę się doczekać, gdy poznasz chłopaków. Gdy do nich zadzwoniłem wczoraj, nie mogli opanować radości. Pokazywałem im kiedyś twoje zdjęcia... - zawahał się nagle siadając na łóżku. - Muszę przyznać, że wpadłaś w oko każdemu. - zaśmiał się.
- Oo, to będę mogła przebierać w każdym. - zaśmiałam się żartobliwie.
- Dobra, Marshall będę się zbierał. - wstał nagle poprawiając swoją bluzkę w paski. - Jutro będę u ciebie z samego rana, nie zaśpij, spakuj wszystko. - podszedł do mnie by się pożegnać. - Do jutra maluchu. - pocałował mnie w policzek.
- No na razie wariacie. - odwzajemniłam uścisk.
Po zamknięciu drzwi przez mojego przyjaciela jeszcze raz przejrzałam walizkę i jej zawartość. Wolałam kilka razy się upewnić czy wszystko mam, niż ma mi później czegoś brakować. Wyjęłam z szafy dżinsową koszulę, czarne rurki oraz baleriny na jutrzejszy lot, po czym przebrałam się w piżamę, kładąc się do łóżka. Ale długo nie mogłam zasnąć, rozmyślałam o tym jak będzie wyglądało moje życie w Londynie. Czy coś się zmieni? Mam nadzieję, że tak. Już za długo wszystko toczyło się zbyt monotonnie. Marzyłam o tym by moje życie nabrało w końcu barw..

no i proszę, jest rozdział. trochę byle jaki, nie podoba mi się, ale to chyba ze względu na długą przerwę, więc mam nadzieję, że będziecie wyrozumiałe. teraz rozdziały powinny pojawiać się na bieżąco.
no i możecie być ze mnie dumne! testy poszły mi wręcz zajebiście, jestem cholernie z siebie zadowolona. z żadnego egzaminu liczę sobie, że nie będę miała poniżej 80% - 85% :)
http://ask.fm/oonething - wchodzimy <3
TAK MOŻE 35 KOMENTARZY?
kolejny nie wiem kiedy, postaram się jak najszybciej.
dziękuje, że byłyście cierpliwie przez ten cały czas.
+ przepraszam za błędy, mogą się jakieś pojawić.
love you all, one thing.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Rozdział 4.

   Kolejne dni mijały na prawdę w wspaniałej atmosferze. Od rana do wieczora spędzałam je z Louis'em, spacerując po mieście, tworząc jakieś piosenki i wygłupiając się przy tym bądź po prostu ciesząc się swoją obecnością. Godziny spędzane z nim sprawiały, że nie przestawałam się uśmiechać, potrafił mnie rozmieszać jak nikt inny. Dwa dni przed jego wyjazdem zostałam zaproszona na obiad do domu Tomlinson'ów. Ucieszył mnie ten fakt. Cholernie lubiłam Jay i wszystkie siostry Louisa. Tak, więc założyłam jedną z moich ulubionych sukienek oraz ułożyłam staranie włosy, po czym pół godziny przed posiłkiem wyszłam z domu, by nie się nie spóźnić. Domek Louiego znajdował się dwadzieścia minut drogi ode mnie. Na miejscu byłam o czasie, więc odetchnęłam z ulgą, bo w końcu udało mi się nie spóźnić. Zadzwoniłam do drzwi, aż w końcu w progu ujrzałam jedną z sióstr Lousia - Fizzy, która na mój widok od razu rzuciła mi się na szyję.
- Camille, jak ja cię dawno nie widziałam! - krzyczała ściskając mnie na werandzie.
- Ja ciebie też mała! - odrzekłam odwzajemniając uścisk. - Kurcze, jaka ty ładna się robisz. - pogłaskałam ją po główce, prawiąc komplementy.
- Dziękuje. - odrzekłam rumieniąc się.
W salonie zastałam siedzące bliźniaczki, które z wielką uwagą oglądały ICarly, lecz na mój widok serial zszedł na drugi plan. Daisy i Phoebe w ciągu kilku sekund znalazły się tuż przy mnie, ściskając mnie równie mocno co Fizzy. Były urocze, to trzeba im przyznać. Jednym uśmiechem potrafiły rozpromienić wszystkich dookoła. Podczas witania się z bliźniaczkami, po schodach zbiegła Lottie, która z dnia na dzień robiła się coraz piękniejsza i coraz podobniejsza do Louisa. Z nią akurat widziałam się częściej, ze względu iż przyjaźniła się z Mike'iem i w miarę często u nas bywała. Nie obyło się jednak bez wyściskania mnie na powitanie. Brakowało mi Louisa, więc zapytałam dziewczynki gdzie się podziewa, te jedynie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, po czym zaczęły chichrać. Nagle w salonie pojawił się Lou w fartuchu oraz w mące na co wybuchnęłam śmiechem, a wraz ze mną jego siostry.
- Tak, śmiejcie się ze mnie, śmiało. - odrzekł z uśmiechem.
- Muszę przyznać, że wyglądasz uroczo Tomlinson. - nie przestałam chichotać.
- O, uważasz, że wyglądam uroczo? - podszedł bliżej mnie przyglądając się moim oczom.
- Owszem. - odrzekłam, po czym przez moje rozproszenie jego osobą sama zostałam ubrudzona mąką.
- No popatrz! - zaśmiał się. - Teraz pasujemy do siebie. - odrzekł dumnie.
- Jeszcze pożałujesz. - odrzekłam z uśmiechem otrzepując całą zawartość mąki jaka na mnie wylądowała.
Nagle w salonie pojawiła się Jay, która od razu podbiegła do mnie całując mnie w policzek.
- Oh, Camille, jak my się dawno nie widziałyśmy. - odrzekła odgarniając kosmyków włosów, który spadł jej na czoło.
- Zgadza się. - oznajmiłam grzecznie.
- A ty Louis masz to posprzątać! - krzyknęła nagle groźnie na syna.
- No tak - Camille się pojawiła, więc ja staję się tym 'złym'. - westchnął nie przestając się jednak uśmiechać.
- Już nie gadaj głupot, tylko do roboty. - nie przestała krzyczeć. - A ty Camille chodź, napijemy się, pogadamy. - przybrała nagle milutki głos.
Podczas, gdy Jay prowadziła mnie do kuchni odwróciłam się za siebie, patrząc na trudzącego się Louisa. Puściłam mu jedynie oko, po czym usiadłam przy stoliku przybranym śnieżnobiałym obrusem.
- No to opowiadaj co u ciebie. - odrzekła krzątająca się po kuchni mama Louiego.
Pół godziny miło gadałyśmy, gdy nagle w kuchni pojawił się przebrany i wykąpany Louis.
- No proszę, proszę. - zaśmiałam się. - Jaki czyściutki. - popatrzyłam nagle.
- Czyściutki i pachnący. - odrzekł nagle dumnie.
Nagle w kuchni znaleźli się wszyscy domownicy, wliczając w to wszystkie siostry Louisa, Jay oraz mojego przyjaciela. W kuchni pachniało wręcz cudownie. Zapachy domowego obiadu unosiły się w powietrzu, przez co burczało mi w brzuchu. Całe szczęście, całkiem szybko podano posiłek w postaci kurczaka z frytkami. Na widok tych smakołyków, buzie dziewczynek rozpromieniały. Rzuciły się na jedzenie jak szalone. Taka atmosfera rodzinna sprawiała, że uśmiech pojawiał mi się na twarzy. Miło gawędziliśmy, śmialiśmy się i spędzaliśmy razem czas.. Zupełnie inaczej niż u mnie w domu. Rzadko jedliśmy razem posiłki. A prawda jest taka, że wspólny posiłek łączy ludzi. Jay co chwila zadawała mi jakieś pytania dotyczące mojego życia. Dawno się nie widziałyśmy, więc miałyśmy zaległości..
- Nadal śpiewam, gram, ale nie wiążę jakoś przyszłości z tym. - odpowiedziałam na jedno z jej pytań spuszczając głowę w dół.
- Żartujesz?! - krzyknęła nagle. - Na pewno masz wspaniały głos! - poklepała mnie po plecach.
- To prawda - ma. - potwierdził Lou siedzący obok mnie.
- Nie pomagasz. - odrzekłam do niego.
Nie miałam innego wyboru - musiałam zaśpiewać. Do głowy przyszła mi moja i Louisa ulubiona piosenka Shaggy - It Wasn't Me, którą słuchaliśmy ciągle gdy byliśmy nastolatkami. Na dźwięk utworu Lou dołączył się do mnie i tak stworzyliśmy zgrany duet śpiewając nawzajem. Jay i siostry mojego przyjaciela przyglądały się w nas z wielką uwagą.
- Śpiewacie wspaniale! - krzyknęła jedna z bliźniaczek.
- Dzięki mała. - pogłaskałam ją po głowie.
Usiedliśmy wszyscy w salonie rozkoszując się wieczorem przy winie i muzyce. Nagle Lou poprowadził mnie do ogrodu, w którym spędzaliśmy połowę czasu w dzieciństwie.
- Jak tu się zmieniło! - krzyknęłam ze zdziwienia wchodząc na taras.
- Wiesz, że moja mama zawsze lubiła tutaj majstrować. - zaśmiał się cicho. - Wolałem stary wygląd. - spojrzał się nagle za siebie. - Mam nadzieję tylko, że tego nie słyszała. - odrzekł, na co my wybuchliśmy jednocześnie śmiechem.
Usiedliśmy na huśtawce bujanej, która znajdowała się tuż przy basenie. Noc była wyjątkowa piękna. Niebo pokrywało tysiąc gwiazd, a pełnia dopełniała urok tego wieczoru.
- Nie chcę abyś wyjeżdżał. - powiedziałam przerywając ciszę, która panowała.
- A ja nie chcę Ciebie znów opuszczać. - odrzekł nagle.
- A więc co z tym zrobimy? - zapytałam niemalże ze łzami w oczach.
- Wyjedź ze mną. - powiedział poważnie i stanowczo.
- Żartujesz, prawda? - spytałam wytrzeszczając oczy.
- Mówię poważnie, jedź ze mną do Londynu, wyrwij się z tej wsi, spełnij marzenia. - powiedział spoglądając w stronę księżyca.
- Louis, ale.. - zawahałam się. - Ja tutaj mam rodzinę, Vanesse, nigdy nie opuściłam Doncester, to moje miasto rodzinne. - oznajmiłam ze smutkiem.
- Rodzinę, z którą nie spędzasz czasu, przyjaciółkę, która nie potrafi zaakceptować tego, że jestem dla ciebie ważne, a Donny z jakiego powodu cię trzyma? Żadnego. - powiedział obejmując mnie po przyjacielsku.
- Ale.. - ponownie zahawałam się.
- Żadne 'ale' Marshall! - krzyknął nagle. - Jesteś już dorosła! Możesz podejmować sama decyzję, żyć po swojemu, spełniać się jako piosenkarka i rozwijać. Moim zdaniem tutaj jedynie się marnujesz. - odrzekł szczerze.
- Może i masz rację. - westchnęłam. - Ale weź pod uwagę, że moi rodzice nie sądzę, że się zgodzą na to, a poza tym nie stać mnie na taki wyjazd. - spuściłam głowę w dół, podciągając nogi.
- A od czego ja tutaj jestem? - popatrzył na mnie oczekując odpowiedzi.
- O nie, nie, nie. Nie ma mowy. Nie będziesz za mnie płacił. - pokiwałam głową.
- Nie wygłupiaj się. - walnął mnie w ramię. - Od czego w końcu są przyjaciele? - puścił mi oko.
- Przyznam szczerze, że podoba mi ten pomysł, ale nie chcę ci przeszkadzać w karierze, a poza tym.. po co ja ci tam? - spytałam spoglądając na niego.
- Po to by wspierać mnie, pocieszać, rozśmieszać... by po prostu być o mojego boku. - odpowiedział z przekonaniem poprawiając delikatnie swoje włosy.
- Ech, nie wiem co na to moi rodzice i Vanessa. - westchnęłam cicho. - Nie chcę ich opuszczać, ale z jednej strony marzę o wybiciu się stąd. - popatrzyłam w odległe gwiazdy.
- Dlatego za dwa dni jedziesz ze mną do Londynu! - odrzekł radośnie.
- Wariat z ciebie. - odrzekłam chichocząc.
- W końcu jestem Louis Tomlinson. - odrzekł dumnie.
- Ale ty mówisz serio? - upewniłam się.
- Cam - tak! Mówię poważnie, tak, tak, tak. Rozumiesz? Taaak. - powtórzył krzycząc mi prosto do ucha.
- Dobra, dobra, zrozumiałam. - zaśmiałam się. - Ale czeka nas najgorsze - rozmowa z moimi rodzicami. - westchnęłam głęboko.
- Prościzna! Twoja mama mnie kocha. - odrzekł skromnie. - Już możesz się pakować. - uśmiechnął się do mnie pewnie.
Muszę przyznać, że zdziwiła mnie ta rozmowa. Z początku nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Nigdy nie pomyślałabym, że opuszczę Donny i znajdę się w Londynie. Ale zaraz, zaraz.. Pierw czeka mnie konwersacja z rodzicami - czyli najgorsze. Obawiałam się, że nie zaakceptują mojego pomysłu i zaczną się wydzierać. Chociaż mama czasami, gdy znajdowała się w domu, z dołu wsłuchiwała się w mój głos podczas sprzątania. Gorzej z tatą. Albo będzie znów pijany, albo znów się z nim pokłócę o kolejną błahostkę. Całe szczęście Lou miał mi towarzyszyć, więc miałam pewność, że znajdę w nim operacie. Co z Vanessą? I tak się do mnie nie odzywa, więc jak zniknę na chwilę nie zmieni nic w naszej przyjaźni. Pomimo czułam w głębi serca, że zrobię źle, gdy wyjadę. Od dziecka marzyłam o wyjechaniu stąd, lecz fundusz nigdy mi na to nie pozwolił, a teraz gdy mam szansę.. Kto wie? Może warto jednak spróbować?
   Po długiej konwersacji wróciliśmy do środka. Pożegnałam się z Jay oraz z siostrami Louis'a, po czym
udaliśmy się w stronę mojego domu. Po drodze nie obyło się bez rozmowy o naszej przyszłości. Muszę przyznać, że podobała mi się perspektywa wyjazdu.
   Nagle znaleźliśmy się po moim skromnym domem, w którym paliło się światło. Rodzice nie śpią, więc możemy z nimi porozmawiać.
- Jesteś tego pewien? - upewniłam się przed wejściem do środka.
- W stu procentach. - odrzekł chwytając mnie za rękę.
- No dobra. - wzięłam głęboki wdech przechodząc przez próg.
Tak jak myślałam - moja mama wręcz skakała z radości na widok Lou'iego. Tata o dziwo siedział grzecznie, przyglądając się wszystkiemu z fotela znajdującym się przed telewizorem.
- Chcielibyśmy z wami porozmawiać. - odpowiedziałam poważnie siadając na kanapie.
- Jesteś w ciąży? Bierzecie ślub? - zapytała nas ze zdziwieniem moja mama.
- Oszalałaś?! - zaśmiałam się spoglądając na Louisa, którego najwyraźniej też to rozbawiło.
- Uff. Wystraszyliście mnie tym 'Musimy z wami porozmawiać' . -odrzekła nie przestając się uśmiechać w stronę Louisa - czyli jej ulubieńca.
- A więc o czym chcecie z nami porozmawiać? - wtrącił się nagle mój tata.
- No to... - wzięłam ponownie głęboki wdech spoglądając na Louisa, który tylko kiwnął głową.
- No mów, mów, bo się niecierpliwie. - pogoniła mnie mama.
- Dzisiaj, gdy rozmawialiśmy z Louisem, jakoś tak złożyło się, że zaproponował mi wyjazd do Londynu. Nie odpowiedziałam, bo chciałam przed tym znać waszą opinię. Co o tym myślicie? - spojrzałam na mamę i tatę odruchowo.
- Hmmm. - zamyśliła się mama. - W sensie, że przeprowadzka czy wyjazd chwilowy? - spytała upewniając się.
- Prawdopodobnie wyjazd, ale nigdy nic nie wiadomo. - odrzekłam uśmiechając się do niej.
- A dlaczego chcesz wyjechać? - spytał mnie poważny tata.
- Jestem dorosła, chcę się rozwijać, zdobyć nowe znajomości, a tutaj w Doncester nie mam takich możliwości. - odrzekłam mówiąc w jego stronę.
- Masz rację. - przytaknęła moja mama.
- A pieniądze, gdzie będziesz mieszkać? - pytała zamyślona mama.
- Proszę się o to nie martwić. W Londynie posiadam dom, sporo pokoi wolnych, Camille na pewno będzie szczęśliwa, najedzona i pełna optymizmu gdy wyjedzie wraz ze mną. - odrzekł radośnie Lou.
- Co o tym myślisz? - zwróciła się do taty moja mama.
- Myślę, że to dobry pomysł. - odrzekł o dziwo przekonująco.
- Na prawdę? - wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
- Szczerze mówiąc mi też się ten pomysł podoba. Jesteś dorosła, potrzebujesz rozrywki, a gdy będę miała pewność, że obok ciebie będzie mi zaufana osoba będę spokojna. - spoglądała raz na mnie, raz na Louisa moja rodzicielka.
- Mówicie serio? Pozwalacie mi? - zapytałam, wstając aż z miejsca.
- Tak, tak. Na prawdę kochanie. - zwróciła się do mnie moja mama.
- Och, dziękuję. - rzuciłam się jej prost w ramiona całując i ściskając.
- Tylko powiedź mi jedno : kiedy ten wyjazd? - spytała kontrolnie.
- No za dwa dni. - zawahałam się. - Wiem, że tak trochę na wariata, ale szczerze mówiąc niedawno wpadliśmy na ten pomysł. - zachichotałam cicho, zmierzając w stronę taty, którego uściskałam pierwszy raz od dawnego czasu.
- Dziękuję. - szepnęłam cicho do jego ucha.
Jedyne co zrobił to uśmiechnął się do mnie, całując mnie delikatnie w policzek, na którym poczułam kilkudniowy zarost.
Nie mogłam w to uwierzyć, dosłownie! Jeszcze raz podziękowałam rodzicom ściskając ich. Zaraz za mną zrobił to Lou, który obiecał się mną opiekować.
  Zaraz potem zmierzyliśmy uśmiechnięci od ucha do ucha w stronę drzwi. Odprowadziłam go aż do samych drzwi.
- Mówiłem, że się uda! - przytulił mnie, podnosząc do góry, aż moje nogi oderwały się od ziemi.
- Nie wierzę, nie wierzę. - krzyczałam wręcz z radości.
- A więc twoje zdanie na jutro : pakowanie się. - popatrzył mi prosto w oczy.
- To chyba sen. - skakałam wręcz z radości.
- Uwierz w końcu! - potrząsnął mną. - Już za kilka dni poznasz inny świat - Londyn i One Direction obrócą twoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. - zaśmiał się.
- Już doczekać się nie mogę! - ponownie rzuciłam się mojemu przyjacielowi, składając na policzku przyjacielskiego całusa.
- No dobra mała, ja lecę, jutro ciężki dzień mnie czeka. Wiesz, że nigdy nie potrafię się pakować i zajmuję mi to cały dzień. - puścił mi oko. - Wpadnę wieczorem, by ustalić wszystko, ok? - upewnił się.
- Jasne. - odrzekłam z radością w głosie. - Dobranoc i dziękuje ci za wszystko, jesteś najlepszy. - uściskałam go ponownie.
- Dobranoc. - pogłaskał mnie po głowię, po czym pomachał wędrując w stronę swojego domu.
Czy to działo się na prawdę? Nie wiedziałam. Mój świat wirował ja szalony. Byłam pewna jednego - moje życie za kilka dni się zmieni nie do poznania, ale czy na dobre?


TADAM! jakoś udało mi się napisać wcześniej, a wena dopisywała mi jak nigdy :) zbyt dużo nauki też nie jest dobrym rozwiązaniem ! kolejny jednak dopiero po egzaminach - 4 DNI, BOŻE! nie przeżyje chyba tego :(
BĄDŹCIE WYROZUMIAŁE - DAWNO NIE PISAŁAM, MOGĄ BYĆ BŁĘDY ITD :)
mam nadzieję, iż udało mi się napisać wcześniej zobaczę DUŻO, DUŻO komentarzy i dobrych reakcji!
http://ask.fm/oonething - zadajemy mi pytania!
https://twitter.com/#!/oonething - mój twitter!
http://gottaloveyou.blogspot.com/ - BLOG ROKSANY, W KTÓRYM NOWY ROZDZIAŁ ZOSTAŁ W POŁOWIE NAPISANY PRZEZE MNIE ! ZAPRASZAM SERDECZNIE :)
i ogólnie jaram się wczorajszym twitcamem Liam'a - gdy zobaczyłam Louisa doznałam zawału, a gdy usłyszałam głos Harrego zaczęłam wrzeszczeć jak szalona! CHCEMY WIĘCEJ TAKICH TWITCAMÓW TATUSIU!
czekam na komentarze!
love you all, one thing.


massive thank you !

a więc znowu krótko : przepraszam za tak długą przerwę w pisaniu, ale doskonale wiecie, że mam teraz ciężki okres przed sobą - masa nauki ze zbliżającymi się egzaminami.. A TO JUŻ ZA 4 DNI !
dziękuję, że jesteście cały czas ze mną, pomimo mojego chwilowego zawieszania, czekacie cały czas cierpliwie na nowy rozdział - za co jestem wam wdzięczna, dziękuję również za miłe słowa pod ostatnim postem.
obiecuję, że po całym tym stresie odpracuję zaległości i napisze nowe, długie rozdziały!
TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI 24 - 26 KWIETNIA, PRZYDA MI SIĘ WSPARCIE :)
w razie pytań - 40922686 gg.
love you all, one thing.



NAJLEPSZY TWITCAM EVER - ZIAM, LOUIS, ZAYN, NAGI HAZZA, MAGICZNA SZCZOTECZKA DO ZĘBÓW, 100 000 WYŚWIETLEŃ, JANOSKIAN, ŚPIEWANIE LIAM'A I CAŁY WCZORAJSZY TWITCAM BOGIEM ! 


http://gottaloveyou.blogspot.com/ - U ROKSANY POJAWIŁ SIĘ NOWY, KTÓRY NAPISAŁYŚMY WSPÓLNIE - MACIE TROCHĘ MOJEJ TWÓRCZOŚCI :) 

czwartek, 12 kwietnia 2012

SAME PROBLEMS.

ostatnio zaniedbuję bloga, przepraszam, ale mam mnóstwo na głowie - nauka i egzaminy sprawiają, że mam kompletny mętlik w głowie, który sprawia, że mam blokadę, CHOLERNĄ BLOKADĘ! zero jakiej kolwiek weny, pomysłów sprawiają, że z dnia na dzień coraz bardziej zastanawiam się nad zawieszeniem bloga.. chyba po prostu jako "pisarka" zrobiłam już swoje, pisząc samemistakesstory i nic na więcej mnie stać. niestety taka jest prawda.. szczerze zaczęłam pisać już 4 rozdział, ale męczę się już z nim 4 dni i nic kompletnie mi nie wychodzi.. dostaje coraz więcej 'średnich' i 'słabych', więc może to jest jakiś sygnał, że nie powinnam więcej pisać, już nie wiem co robić. a więc nie zadawajcie mi pytań kiedy dodam nowy, bo na prawdę nie wiem :(
przepraszam, że tak użalam się nad sobą, ale po prostu już nie wytrzymuję. chciałabym was jakoś usatysfakcjonować dodając nowy rozdział, ale myśl, że nie mogę sprawia, że cholernie się na siebie wkurzam.
nie zawieszam na razie ani nie usuwam, ale nic nie obiecuję, zobaczymy co przyniosą kolejne dni, może to tylko chwilowe.
dziękuje za uwagę directionerki.
pomimo wszystko kocham was. 
wasza one thing.


niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 3.

         Z rana obudził mnie dzwoniący telefon. Nie o takiej pobudce marzyłam. Zerwałam się więc
na równe nogi i czym prędzej podleciałam do wibrującej komórki. Zaspanymi oczami dostrzegłam, że dzwoni Victoria, więc bez sekundy namysłu odebrałam.
- No proszę, proszę. Kogo jak słyszę.. - odrzekła z ironią w głosie.
- Nadal zła? - spytałam cicho.
- Na ciebie nie umiem się gniewać, ale nie rozumiem co takiego się działo, że nie znalazłaś czasu dla swojej przyjaciółki. - oznajmiła.
- No, bo... - zawahałam się.
- No bo? - zapytałam.
- Przyjdź do mnie, wszystko Ci wyjaśnię. - zaproponowałam.
  Chciałam jej powiedzieć o Lousie, a to nie była rozmowa na telefon. Odrzekła, że postara się przybyć
jak najszybciej, więc odłożyłam komórkę, po czym zaczęłam ścielić łóżko. Nie było sensu, by ponownie się kłaść, więc postanowiłam zacząć się ogarniać. Niesforne, pokręcone włosy związałam w niedbałego koczka, założyłam dżinsowe spodenki i zwykły, prosty t - shirt. Przeglądając się w lustrze delikatnie dotknęłam moich kości obojczykowych podziwiając wczorajszy podarunek od mojego przyjaciela. Srebny wisiorek w kształcie serca sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. A to wszystko dzięki wspomnieniom z wczorajszego dnia. Przypudrowałam nosek, umalowałam swoje geste rzęsy tuszem, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.  Czym prędzej podbiegłam je otworzyć. Tak jak myślałam - w progu ujrzałam moją rudą przyjaciółkę, która na sam widok rzuciła mi się na szyję oczekując wyjaśnień. Zaprosiłam ją więc do salonu, by móc usiąść i spokojnie porozmawiać. W domu o dziwo nikogo nie było. Mama zapewne poszła wczesnym rankiem do pracy, Mike poszedł gdzieś z kolegami, a ojciec kto wie gdzie się szlajał.
- A więc co chcesz mi powiedzieć? - odrzekła siadając na fotelu przy oknie.
- Ostatnio sprawy się trochę pokomplikowały. - opuściłam głowę w dół.
- Mam się bać? - popatrzyła na mnie z wielką uwagą.
- Chyba nie... - oznajmiłam biorąc oddech. - W sumie sama nie wiem jak na to zareagujesz. - dodałam.
- Już nie przeciągaj, tylko mów. - pogoniła mnie.
- Pamiętasz jak Ci kiedyś opowiadałam o Lousie Tomlinsonie? Moim przyjacielu z czasów dzieciństwa.. - zaczęłam niewinnie.
- No tak, tak. Rzadko o nim wspominałaś, ale coś mi świta. - powiedziała zakładając nogę, na nogę.
- No więc wrócił do miasta, spotkałam się z nim przedwczoraj i... wczoraj. - odwróciłam głowę w stronę kuchni.
- Ach, wszystko jasne. - zaśmiała się. - Teraz już wiem dlaczego nie znajdujesz dla mnie czasu. - zasmuciła się nagle.
- Van, to nie jest tak. - zaczęłam prawie, że krzyczeć.
- A jak? - zbulwersowała się. - Czekam na wyjaśnienia. - popatrzyła na mnie spode łba.
- Jesteś dla mnie cholernie ważna i doskonale o tym wiesz. Te wszystkie lata spędzona z tobą były wspaniałe, na prawdę i mam nadzieję, że będziemy jeszcze przyjaciółkami przez długie, długie lata, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, ale.. - chciałam mówić, gdy w połowie zdania Vanessa przerwała mi..
- O, widzę, że jest jakieś 'ale'. - odrzekła z obrażoną miną.
- Nie przerywaj mi. - oznajmiłam. - Ale wiedź, że Lou też jest dla mnie kimś ważnym, to z nim mam najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. - oznajmiłam ze skruchą.
- Mam ci przypomnieć jak on cię potraktował? - wstała nagle, zmierzając w moją stronę. - Jak zostawił cię po tylu latach, bez słowa pożegnania, jak wybrał sławę zamiast ciebie, jak przez te wszystkie lata nie odzywał się, pomimo, że istnieje coś takiego jak komórka, internet i inne środki komunikacji? - popatrzyła na mnie wściekłym wzrokiem. - Nie wierzę jaką jesteś łatwowierną osobą jesteś... A myślałam, że masz szacunek do siebie, najwyraźniej się myliłam... - spoglądała na mnie ze łzami w oczach.
- Van.. - podniosłam głowę patrząc na nią.
- Błagam cię Camille. Nie udawaj niewiniątka teraz. - patrzyła na mnie ze wstrętem, podczas gdy ja czułam jak moje serce rozrywa się na milion małych kawałeczków. - Nie wiem jak mogłaś mu wybaczyć, po tym co ci zrobił... - odrzekła odwracając się do mnie.
- Ale zrozum, że on jest dla mnie kimś ważnym! - krzyknęłam w jej stronę.
- Nie ważne kim on jest dla ciebie! - odkrzyknęła nagle. - Zastanów się kto jest twoim prawdziwym przyjacielem i daj mi znać, gdy zrozumiesz co robisz źle. - odrzekła zmierzając w stronę drzwi, podczas gdy ja odczułam jak cząstka mnie odchodzi razem z nią.
- Van, ale ja.. - nie zdążyłam dokończyć, gdy już usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
       Z bezsilności zakryłam swoje zapłakane oczy w kolana, które podciągnęłam pod samą brodę.
Najchętniej zakopałabym się w teraz pod ziemię, ze swoimi problemami. Niestety nie miałam takiej możliwości, więc pozostało mi jedynie użalanie się nad sobą. Chwile rozpaczy przerwał telefon. Cala rozmazana i zapłakana sięgnęłam po niego. Dzwonił Lou. Nie wiedziałam czy chcę z nim teraz rozmawiać. Słowa Vanessy coś we mnie zmieniły. Może jednak za szybko wybaczyłam Louisowi? Nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Rzuciłam więc telefon w kąt, ponownie roniąc łzy nieszczęścia. Cały poranek spędziłam na fotelu, myśląc i zastanawiając się nad dzisiejszą konwersacją z moją przyjaciółką. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko wytarłam tusz, który został mi pod oczami i podbiegłam je otworzyć. Bez zastanowienia szarpnęłam klamkę, a na werandzie ujrzałam zdenerwowanego Lou'iego.
Widząc mnie w takim stanie od razu przytulił mnie do swojego serca. Nie potrzebowaliśmy słów. Wystarczały gesty, które sprawiły że poczułam się w jego ramionach bezpiecznie i komfortowo. Kilka minut zajęło mi bym się uspokoiła i zaprosiła go do środka. Po wejściu usiedliśmy przy kuchennym stole. Louis żądał wyjaśnień, lecz mi było potrzeba kilka dobrych sekund, by się pozbierać. Gdy już jednak doszłam do siebie zaczęłam mu wszystko, ze szczegółami wyjaśniać. Gdy skończyłam popatrzyłam na niego moimi zeszklonymi oczami, oczekując jakich słów.
- Coś powiesz czy będziesz milczeć? - zapytałam niepewnie.
- Nie wiem co powiedzieć. - odrzekł opierając głowę o ręce. - Twoja przyjaciółka ma rację, zachowałem się jak drań. - wstał nagle z miejsce podchodząc do okna. - Co ja sobie do cholery myślałem zostawiając Ciebie? - zaczął krzyczeć wyglądając przez okno.
- Lou... - podeszłam do niego.
- A jakie są twoje uczucia wobec mnie? - spytał nagle spokojnym głosem, spoglądając na mnie.
- Vanessa uświadomiła, że jestem cholernie łatwowierna. - rozejrzałam się dookoła.
- Czyli nie ma szans aby nasza przyjaźń powróciła i na nowo odżyła? - zapytał przygnębiony.
- Lou, ja już nic nie wiem. - zaczęłam krążyć nerwowo po pokoju. - Nie chcę tracić Vanessy, ani Ciebie, ale widzę, że kontakt z tobą uniemożliwia mi widzenie się z Van. - stanęłam nagle na środku pokoju przyglądając mu się z uwagą.
- Nawet nie wiesz w jaką radość wpadłem gdy zobaczyłem cię przedwczoraj... - podszedł do mnie nagle podchodząc do mnie tak blisko, że niemalże czułam jego obecność na moim ciele. - Zachowałem się jak cham, idiota, skończony frajer, wiem, ale uwierz mi, że przez te wszystkie lata nie zapomniałem o Tobie. Szczerze mówiąc nawet bałem się kontaktu z tobą... - spuścił nagle głowę w dół. - Bałem się odrzucenia. - dodał nagle z powagą.
- Odrzucenia? - upewniłam się.
- Tak. Myślałem, że po tym jak cię potraktowałem nie odezwiesz się o mnie słowem. Lecz, gdy ujrzałem cię wtedy pod drzewem, moje serce zaczęło szybciej bić. A gdy już rzuciłaś mi się w ramiona czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. - oznajmił patrząc mi w oczy.
- Błagam cię, nie mów tak. - odrzekłam uciekając przed jego wzrokiem. - Zaraz znów się rozpłaczę. - odwróciłam się do niego tyłem, od razu poczułam jego dotyk na biodrach.
- Camille, mówię szczerzę, jesteś wspaniałą przyjaciółką. - oznajmił odwracając mnie do przodu.
Przyjaciółką - wszystko jasne. Od wczorajszego dnia patrzyłam na Louis'a z innej perspektywy, lecz ten 'czar' nagle prysł...
- A ty przyjacielem. - skłamałam przytulając go.
Tkwiliśmy tak na środku salonu, przytuleni kilka dobrych minut, gdy nagle pociągnęłam go w stronę strychu, gdzie chowałam swoje zamiłowanie do muzyki. Musieliśmy przebrnąć przez stare, zakurzone schody i wąski korytarz.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? Chcesz mnie zabić? - żartował Lou po drodze,
- Oczywiście Tomlinson, prowadzę cię do miejsca, w którym zostaniesz zabity, poćwiartowany na kawałki, a potem zjedzony. - odrzekłam przekonująco. - Tak na marginesie, jestem kanibalem i seryjnym zabójcą. - dodałam z wymuszonym uśmiechem.
- Ej Marshall, nie zapominaj, że nienawidzę horrorów. - odrzekł z przerażeniem w głosie.
- Spokojnie, w pomieszczeniu zastaniesz tylko Samarę z Ringu, duchy, zombie i inne stwory. Całkiem przyjemne, z kilkoma się nawet zaprzyjaźniłam. - żartowałam.
- No proszę, widzę, że żarty cię dzisiaj nie opuszczają. - odrzekł nagle.
- Ale ja nie żartuję. - odwróciłam się robiąc poważną minę.
- Dobra, dobra, ja już cię znam. - wędrował za mną.
Nagle znaleźliśmy się przed drzwiami do mojej tajemnicy. Potrzebowałam sporo siły, by się z nim uporać.
Stare, zardzewiałe drzwi miały już swoje lata, więc musiało je mocno popchnąć by dotrzeć do pokoju.
- No proszę, gdzie twoje koleżanki i koledzy? - spytał się, gdy otworzyłam drzwi.
- No popatrz, najwyraźniej Twoja obecność ich spłoszyła. - odrzekłam zawiedziona, lecz nie przestając się śmiać.
- Ech, jestem taki przystojny i cudowny, że po prostu wstydzili się przy mnie przebywać. - odrzekł dumnie unosząc głowę w górę.
- Och tak, to z pewnością. - odrzekłam z sarkazmem wybuchając śmiechem.
- No dobra. Do rzeczy.. Co chciałaś mi tutaj pokazać? - zaczął rozglądać się po starym, opuszczonym strychu, gdzie na środku znajdował się jedynie jakiś przedmiot przykryty białą narzutą.
- To! - podeszłam do przedmiotu, odkrywając narzutę, która ukazała stary, drewniany fortepian.
Bez słowa podeszłam do niego, siadając na stołku, związując włosy w kucyka, po czym zamknąwszy oczy zaczęłam grać. Po krótkim wstępie zaczęłam śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek...

( i tutaj możecie włączyć http://www.youtube.com/watch?v=aNzCDt2eidg ! )

" Come on skinny love 
just last the year 
Pour a little salt, we were never here 
My my my - my my my - my my my - my my ... 
Staring at the sink of blood and 
crushed veneer 

I tell my love 
to wreck it all 
Cut out all the ropes and let me fall 
My my my - my my my - my my my - my my ... 
Right in the moment this order is tall 

And I told you to be patient
And I told you to be fine 
And I told you to be balanced 
And I told you to be kind 
In the morning I'll be with you 
But it will be a different kind 
Cause I'll be holding all the tickets 
And you'll be owning all the fines "


Emocje, które towarzyszyły mi podczas 'koncertu' dla mojego przyjaciela były nie do opisania. Nigdy nie nikt mnie nie słuchał. Lou był pierwszy od czasów dzieciństwa, gdy wspólnie chodziliśmy na zajęcia chóru. Teraz, gdy już wyśpiewuję ostatnie słowa czuję ulgę na sercu, że w końcu ktoś wie o moim sekrecie. Dałam z siebie wszystko, z czego jestem cholernie dumna. Dawno nie wykonałam tak dobrze tego utworu... Kończąc piosenkę spoglądałam na Louisa, który nie odrywa ode mnie oczu. Gdy moje palce lądują już poza fortepianem jestem pewna, że dobrze zrobiłam.
- To... było... CUDOWNE! - krzyknął z otwartą buzią. - Kobieto, cudownie śpiewasz, masz piękny głos, taki delikatny, powabny, wręcz urzekający! Śpiewasz lepiej jeszcze niż w szkole, a gra... coś cudownego! Skąd nauczyłaś się tak grać? Jak powiesz, że sama to chyba oszaleję. No po prostu cudownie, niesamowicie! Camille, jesteś mistrzem... - mówił jak oszalały.
- Lou, Lou. - wzięłam go za rękę. - Spokojnie, to nic wielkiego. - odrzekłam rumieniąc się.
- Nic wielkiego?! Nic wielkiego? - odrzekł oburzony.
- No chyba. - wzruszyłam ramionami.
- Chyba sobie żartujesz. - parsknął. - Ja już wiem co z tym zrobić. - pokiwał w moją stronę palcem.
- To zostanie między nami, prawda? - upewniłam się.
- Ależ oczywiście. - odrzekł mało przekonująco.
Przez całą drogę powrotną do salonu musiałam wysłuchiwać wychwaleń Louisa na mój temat. Muszę przyznać, że miło zrobiło mi się na sercu, gdy słyszałam takie słowa z jego ust. Odprowadziłam go do drzwi. Chwilę podyskutowaliśmy na werandzie, po czym pożegnaliśmy się.
- Będę cię jeszcze męczył przez kolejne dni. - pogroził mi palcem.
- W takim razie już idź, bo na dzisiaj mam cię dość. - wystawiłam do niego język, pchając go w stronę schodów.
- Na razie Cam. - przesłał buziaka w moją stronę.
- Idź już Tomlinson. - zaśmiałam się machając mu.
   Przybycie Louisa zdecydowanie poprawiło mi humor, lecz wraz z jego zniknięciem moje wszelkie
zmartwienia na temat Vanessy powróciły. Nie chciałam tracić przyjaciółki, ale nie chciałam oddalać się przez to od Louisa, z którym wszystkie zawiłości sobie dzisiaj wyjaśniłam. Teraz czeka mnie rozmyślanie.. Może to w nie w ich dwójce tkwi problem? Tylko we mnie?



nic się nie dzieje - wiem, wiem, ale to dopiero 3 rozdział, akcja się rozwinie, obiecuję!
jest znośnie, nie mogę narzekać. dziękuje za wszystkie komentarze wsparcia i dodawania siły <3 kocham was!
jest nas coraz więcej, co mnie cholernie cieszy! może uda nam się pobić rekord poprzedniego bloga? :)
http://ask.fm/account/questions - jak zawsze zapraszam tutaj.
http://gottaloveyou.blogspot.com/ - no i na bloga, którego uwielbiam, kocham wręcz *.*
no i dedykuję ten rozdział Roksanie - tak po prostu, bez przyczyny. w podzięce za to, że jesteś, co mnie niezmiernie cieszy <3 uwierz w końcu w siebie, bo będę ci powtarzać, że jesteś wspaniałą pisarką, dopóki o tym się nie przekonasz!
postaram się dodać kolejny jak najszybciej.
love you all, one thing.